środa, 5 lutego 2014

Rozdział 29 - Pożegnanie

Angie's POV

Leżąc w łóżku rozmyślałam o moim dziecku które nigdy się nie narodzi. Załamałam się. To wszystko miało być inaczej. Maleństwo miało być z nami, mieliśmy stworzyć rodzinę. Los chciał inaczej. Los ponownie odebrał mi to co cenne. Najpierw zabrał mi mamę a teraz moje maleństwo. Czułam w środku wielka pustkę. Byłam wrakiem człowieka. Zamknęłam się w swoim pokoju i rozpaczałam. Rozmawiałam jedynie z moim psychologiem i Justinem. Minęły dwa miesiące a ja czułam się jakby to to stało się zaledwie wczoraj. Mówili mi, że z dnia na dzień będzie mnie to coraz mniej boleć ale gówno prawda! Z dnia na dzień boli mnie to coraz bardziej. Chciałam płakać ale już nie miałam czym. Westchnęłam i wstałam z łóżka. Udałam się do łazienki, rozebrałam i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i pozwoliłam jej strumieniom zrelaksować moje ciało. Stałam tak i zastanawiałam się jak można bezboleśnie odebrać sobie życie. Pokiwałam głową odganiając od siebie myśli. Prawda jest taka że jestem za wielkim tchórzem żeby to zrobić. Nie mogłabym zrobić tego mojemu tacie . Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak ktoś wchodzi do łazienki i pod prysznic. Zdałam sobie z tego sprawę w momencie kiedy ktoś dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się ale po chwili oplotły mnie ramiona. Poczułam ulgę gdy zorientowałam się, że to Justin. Złożył delikatny pocałunek na moim ramieniu a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jak się czujesz? - zapytał ostrożnie a mnie to trochę zirytowało. Nie potrafię znieść faktu, że wszyscy traktują mnie jak dziecko.Wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam się. On się o mnie troszczy. To wszystko.
- Średnio - odpowiedziałam cicho a chłopak chwilę milczał
- Długo tu jesteś?
- Chwilę - zamknęłam oczy i starałam się cieszyć jego dotykiem
- Chcesz wrócić do łóżka?
- Nie - odpowiedziałam szybko. Szczerze to leżenie w łóżko trochę mnie męczyło. Poprawka, ostatnio wszystko mnie męczyło
- Mogę coś dla Ciebie zrobić? - zapytał czule
- Kochaj się ze mną - mówiąc to odwróciłam się w jego stronę - kochaj się ze mną i pomóż mi chociaż na chwilę zapomnieć - brzmiałam jak jakaś desperatka ale potrzebowałam bliskości tego chłopaka. Potrzebowałam się jakoś z nim pożegnać. Dzisiaj miałam zwrócić mu wolność.
- Ja nie wiem czy to dobry pomysł - powiedział ostrożnie - nie chcę zrobić Ci krzywdy
- Nie zrobisz - powiedziałam pewnie i pocałowałam go. Chwilę się opierał ale w końcu oddał pocałunek. Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na ramionach chłopaka. Justin przyciągnął mnie bliżej siebie i dłońmi delikatnie badał każdy milimetr mojego ciała. Tak bardzo brakowało mi uczucia które towarzyszyło każdemu jego dotykowi. Chłopak przeniósł pocałunki na moją szyję i drażnił jej skórę. Jęk zadowolenia uciekł z moich ust.
- Kocham Cię - powiedział czule patrząc mi w oczy. Chciałam uniknąć takich wyznań ale kogo ja okłamuję? Kocham go i to nigdy się nie zmieni.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się a Justin musnął moje usta swoimi. Wziął mnie na ręce, zakręcił wodę i zaniósł prosto do łóżka. Położył mnie na nim delikatnie i pochylił nade mną. Pożądanie widoczne w jego oczach spowodowało, że na chwilę dech zaparł mi w piersiach. Uśmiechnął się i zaczął obsypywać moje piersi pocałunkami. Obserwowałam go gdy sunął ustami w dół mojego ciała. Jęk uciekł z moich ust gdy dotarł do mojej kobiecości. Zamknęłam oczy i pozwoliłam ponieść się rosnącej rozkoszy.

Justin's POV

Leżeliśmy w łóżku. Uśmiech cały czas gościł na mojej twarzy. Obserwowałem śpiącą i wtuloną we mnie Angie. Wyglądała tak spokojnie. Byłam w szoku gdy poprosiła mnie żebym się z nią kochał. Od czasu kiedy opuściła szpital rzadko pozwalała mi się dotknąć. Strata dziecka bardzo odbiła się na jej psychice. Każdego dnia widziałem ból na jej twarzy aż do dzisiaj. Dzisiaj była inna - mniej mroczna. Mój świat też się zawalił. Ja również borykałem się ze stratą ale nie mogłem dać poznać tego po sobie. Musiałem być silny. Musiałem być silny silny dla niej. Spojrzałem na zegarek. Czas obudzić kobietę mojego życia. Delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem. Po marudziła chwilę i zakryła twarz poduszką. Zaśmiałem się i ściągnąłem ją.
- Skarbie za pół godziny godziny przyjdzie dr Blaunt - powiedziałem ostrożnie nie chcąc jej rozdrażnić
- Nie przyjdzie - powiedziała z wciąż zamkniętymi oczami
- Ale przecież o...
- Nie Justin - przerwała mi i spojrzała na mnie - ja już z nim nie pracuję
- Co? - byłem zdziwiony - Nie uważasz, że to za wcześnie na skończenie terapii?
- Ja nie skończyła terapii - powiedziała uspokajającym tonem - ja zmieniłam tylko lekarza
- Dlaczego? Wydawało mi się, że jesteś zadowolona ze współpracy z dr Blaunt'em
- Bo jestem - uśmiechnęła się - musimy porozmawiać - usiadła i spojrzała na mnie. Przełknąłem głośno gulę tworzącą się w moim gardle. Nie wiem dlaczego ale zabrzmiało to dla mnie bardzo złowieszczo. Angie wyglądała jakby chwile się wahała -  Justin ja wyjeżdżam - powiedziała cicho nie patrząc w moją stronę
- Nie żartuj sobie ze mnie głupio - powiedziałem mając nadzieję, że ona na prawdę żartowała. Spojrzała na mnie smutno.
- Ja nie żartuje - spojrzała mi w oczy -jutro o 21 mam lot do Chicago a stamtąd jadę do babci
- Dlaczego? - starałem się zrozumieć - straciłem już dziecko nie mogę stracić teraz Ciebie
- Musze to zrobić - spojrzałem przed siebie - muszę to zrobić dla swojego i Twojego dobra. Męczę się tutaj Justin. Za dużo się wydarzyło. Nie radzę sobie z tym. Wszyscy o tym widzą
- Ale przecież jest coraz lepiej - wpatrywałem się w dziewczynę i modliłem się żeby to co się teraz dzieje, ta cała rozmowa okazała się tylko koszmarem  - przecież dzisiaj jest dużo lepiej. Cholera my się nawet kochaliśmy - powiedziałem zdesperowany
- Nie jest Justin - ujęła moją dłoń i splotła nasze palce razem - i doskonale o tym wiesz. Nawet nasz seks był inny i też o tym wiesz. Razem ze stratą dziecka straciłam część siebie i potrzebuj e czasu żeby chociaż w części ją odzyskać.  Ty też się męczysz i ja to widzę. Starasz się to ukryć ale nie wychodzi Ci. Widzę to smutne spojrzenie gdy na mnie patrzysz, czuje Twój ból - chciałem coś powiedzieć ale nie pozwoliła mi - powinnam być dla Ciebie oparciem ale ja ciągnę Cię na dół ze sobą. Justin czy Ty na prawdę nie widzisz, że idziemy na dno jak Titanic? - spojrzałem na nią zaskoczony - Moja ciemność pochłania Cie powoli i niszczy a ja tego dla Ciebie nie chcę. Zasługujesz na coś dużo lepszego.
- Angie ja to rozumiem - powiedziałem desperacko - przecież straciłaś dziecko
- Ty tez jeż je straciłeś - powiedziała smutno - i cierpisz za siebie i przeze mnie a tak nie powinno być
- Nie kochasz mnie? - zapytałem szeptem
- Kocham i już będę kochać do końca życia - pocałowała mnie delikatnie - moje uczucia się nie zmieniły i już nigdy nie zmienią ale Justin ja muszę to zrobić dla dobra nas obojga  - powoli rozumiałem co ma na myśli ale nie chciałem żeby to robiła - już zawsze będziesz miłością mojego życia ale muszę zwrócić Ci wolność - powiedziała delikatnie i oddała mi pierścionek zaręczynowy. Poczułem łzę spływającą po mim policzku i otarłem ją szybko. Nie mogę się przy niej rozkleić.
- Nie chcę wolności jeśli ceną jest utrata Ciebie
- Ty mnie nie tracisz - uśmiechnęła się - ja już zawsze będę z Tobą. Moje serce i moja dusza już na zawsze należą do Ciebie
- Tak samo jest z moją duszą i moim sercem - trąciłem jej nos swoim i pocałowałem ją. Nie opierała się, oddała pocałunek
- Wiem - powiedziała i pocałowała mnie ponownie - idź już - poprosiła cicho ze łzami w oczach
- Nie chcę - mocno wtuliłem ją w swoje ciało
- Idź - poprosiła ponownie - nie utrudniaj tego co i tak już cholernie trudne  - westchnąłem i pocałowałem jej czoło
- Przyjadę na lotnisko - powiedziałem wstając
- Nie Justin - spojrzała na mnie - to jest nasze pożegnanie. To dzisiaj widzimy się po raz ostatni na bardzo długi czas. Nie chcę żebyś pojawił się na lotnisku ponieważ serce pęknie mi ponownie. Pocałuj mnie ten ostatni raz i wyjdź nie odwracając się za siebie - wykonałem jej prośbę. Pocałowałem ją i wyszedłem bez odwracania się za siebie. Czułem, że obserwuje mnie z okna ale nie spojrzałem w tamtą stronę. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu z zamiarem upicia się. Właśnie straciłem miłość mojego życia.


----------

Przepraszam.
Przepraszam was wszystkich za taki długi czas oczekiwania ale mam prywatne problemy. Plus rozdział pisałam przez dłuższy czas i tan na prawdę ma on z dwadzieścia wersji. Wybaczycie mi?

I jak wrażenia? Ja osobiście płakałam jak pisałam zakończenie. Cóż, tak miało być.

Kocham was, Pati x

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 28 - Moje maleństwo...


Angie's POV


- Gary...gdzie jesteś ? - zaczęłam chodzić w kółko i nabierałam głęboko powietrze żeby się uspokoić. Usłyszałam podjeżdżający samochód i jak na zawołanie odwróciłam się w stronę auta. Światła samochodu oślepiły mnie na tyle, że nie mogłam rozpoznać osoby, która wyszła z pojazdu. Zamykając za sobą drzwi nieznana mi postać powoli podeszła do mnie i po chwili zorientowałam się, że to Gary.
- Nic Ci nie jest? - pocieszającym gestem pocierał moje ramię przyglądając mi się uważnie. Pokiwałam przecząco głową i popatrzyłam się na niego - Idź do mojego samochodu -
Nic nie odpowiedziałam tylko bez żadnego zastanowienia posłuchałam jego polecenia. Usiadłam na miejscu pasażera a po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Patrzyłam się jak Justin zaczyna bić Mike'a a Gary bez skutku próbuje go uspokoić. W pewnym momencie Justin zamachnął się ale nie uderzył Mike tylko Gary'ego, a ja nawet nie wiem kiedy wyszłam z samochodu i pobiegłam w ich stronę.
- Justin! - wydarłam się z desperacją w głosie. - Justin co ty robisz ?! To twój przyjaciel ! Jak możesz uderzyć własnego przyjaciela ?!
- Angie wszystko okey - Gary próbował mnie uspokoić ale to na nic
- Justin. Marsz do domu. Gary ty też – nic - Już! - Gary widział, że nie żartuje więc wolał wykonać moje polecenia a po krótkim czasie Justin również. Szłam za nimi licząc do 10 nabierając powietrza żeby pozbyć się gniewu i być spokojną
- A ty gdzie ? - zapytałam się Justina - Do samochodu?
- Po co?
- Muszę się uspokoić
- Nie – powiedziałam tonem który nie znosił sprzeciwu – idziesz do domu
- Angie
- Nie Justin – w moich oczach zebrały się łzy – do cholery jasnej posłuchaj mnie chociaż raz – nic nie mówiąc wyminął mnie i wszedł do domu. Spojrzałam na Mike’a i podeszłam do niego – wszystko w porządku?
- Ujdzie – podniósł się – przepraszam
- Po prostu daj już nam spokój – powiedziałam i odwracając się ruszyłam do drzwi wejściowych

***

- Przeroś Gary'ego za to, że go uderzyłeś. I lepiej nie każ mi się powtarzać – słowa skierowane były do mojego narzeczonego. Mój ton był surowy ale się tym nie przejmowałam. Miał wiedzieć, że nie żartuje i żeby lepiej mnie posłuchał. No i tak zrobił.
- Sory stary. Poniosło mnie. - przybili z Garym piątkę i przytulili się po bratersku.

- Nic się nie stało – Gary odpowiedział – ale następnym razem też Ci przypierdole
- Nie będzie następnego razu – wtrąciłam się w ich wymianę zdań. Oboje spojrzeli na mnie
- Dobra widzę, że musicie porozmawiać – Gary spojrzał na Justina – zabiorę Mike’a do domu
- Dobrze – posłałam mu ciepły uśmiech i chłopak zniknął za drzwiami. Między mną a Justinem zapanowała niezręczna cisza.
- Co to miało znaczyć ? – przerwałam ją w końcu
- Przepraszam ? - popatrzyłam na Justina jakby miał 5 głów
 - Nie przepraszaj tylko odpowiedz na moje pytanie - cisza - Nie pozwolę siebie tak traktować Justin – weszłam do salonu, chłopak zrobił dokładnie to samo - Nie będziesz mnie pouczał wtedy kiedy wiesz, że się źle zachowałeś. Jeżeli Ci to przeszkadza możemy zerwać zaręczyny i raz na zawsze zapomnieć o sobie
- Nie mów takich rzeczy. Dobrze wiesz, że Cię kocham. Do cholery Angie co się z Tobą dzieje ?!
- Co się ze mną dzieje?! Kurwa Justin! Chcesz rzucić szkołę! Nie odpowiada Ci to, że jestem w ciąży! Nagle zaczęłam Ci przeszkadzać. Czuję się jakbym była gównem w Twoim życiu
- Oddaj pierścionek - powiedział chłodno a ja ze łzami w oczach zrobiłam tak jak mi powiedział - Żegnaj Justin - wyszłam z salonu i skierowałam się w stronę drzwi. Poczułam jak ktoś mnie odwraca. Popatrzyłam na Justina a on patrzył się na mnie
- Dlaczego go oddałaś?
- Bo chciałeś - nie wiedziałam o co mu chodzi
- Ale dlaczego od razu mi go oddałaś ?
- Bo mnie nie kochasz - Justin patrzył się na mnie jakby zaraz miał oszaleć
- Dlaczego wątpisz w moje uczucia?
- Bo mnie okłamujesz – milczał - powiedziałeś, że to nie prawda z tym zakładem a jednak gdyby tak było to by się ten temat tak długo ni ciągnął
- Odejdziesz?
- Czy ten pieprzony zakład jest prawdą?! – krzyknęłam
- Tak – powiedział po chwili milczenia – ale to była na początku
- Jak mogłeś mi to zrobić? – zapytałam szeptem – przez ten cały czas byłam dla Ciebie zabawką
- Nigdy nie byłaś zabawką – westchnął – tak naprawdę ten zakład dodał mi odwagi
- Co?
- Pokochałem Cię już w pierwszym dniu kiedy Cię zobaczyłem ale bałem się Twojego odrzucenia – wpatrywał się w moją twarz intensywnie – wtedy traktowałaś mnie z góry
- Justin ja…
- Nie Angie – przerwał – wiem jaki wtedy byłem i wiem, że ten zakład nie był fair ale popchnął mnie w Twoje ramiona. Gdyby nie on nie miałbym odwagi by zacząć to wszystko – stałam tam i wpatrywałam się w jego twarz – Odejdziesz? – zapytał cicho
- Nie
- Kochasz mnie?
- Tak
- Nienawidzisz mnie?
 - Nie
- Jesteś zła?
- Trochę
- Angie...?
- Tak?
- Zostaniesz moją żoną?
- Tak - Justin nachylił się i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. To było dziwne. Dowiedziałam się prawdy o zakładzie a jednak mu wybaczyłam i na nowo mu zaufałam. No cóż. Całe moje życie jest dziwne.

***

Leżałam z Justinem na łóżku i się do niego przytulałam. Bawiłam się jego palcami i rozkoszowałam chwilą. Dawno nie było mi z nim tak dobrze.
- Nie zostawiaj szkoły. Nie poradzę sobie bez Ciebie -milczał - Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo nie wiem co robić
- Jak to nie wiesz co robić?
- Nie wiem czy mam zostawić szkołę czy nie
- Nie zostawiaj. Ja też skończę szkołę tylko, że jak zajdzie taka potrzeba to będę miała prywatne lekcje. A ty musisz skończyć szkołę i wtedy pomyślimy co dalej. Kocham Cię
- Ja Ciebie też
- Ale ja mocniej - chłopak uśmiechnął się szeroko
- Nie bo ja mocniej
- Założymy się? - Justin zaczął się śmiać i złożył na moich ustach pocałunek - Kocham Cię tak mocno, że nie zdajesz sobie nawet z tego sprawy
- A może ja kocham Cię mocniej - popatrzyłam na niego rozbawiona a on pogłaskał mnie po policzku
- Kocham Cię - Ja Ciebie też - zaczęliśmy się całować tak jak za pierwszym razem

Justin’s POV

- Angie?
 - Tak?
- Chciałbym wziąć ślub 14 lutego
- Serio? - popatrzyła na mnie zaskoczona
- Noooo... było by bardzo romantycznie. Gdzie idziesz?
- Do łazienki – odpowiedziała i zamknęła drzwi a po chwili wyszła przerażona
- Co się stało? - podniosłem się i szybko do niej podszedłem
- Nie wiem. Musimy jechać do szpitala bo nie wydaje mi się, że jak się jest w ciąży to się miesiączkuje
- Co? – zapytałem ale nie uzyskałem odpowiedzi. Angie zgięła się w pół i zasyczała z bólu – co się dzieje? – czułem jak moje przerażenie rośnie
- Nie wiem – wzięła głęboki oddech – boje się – powiedziała a ja wziąłem ja na ręce i skierowałem się w stronę drzwi – za chwilę będziemy w szpitalu – pocałowałem jej czoło i nabrałem powietrza – wszystko będzie dobrze – starałem się zapewnić ją i siebie

***


Trzymałem dziewczynę mocno za rękę kiedy lekarz ją badał
- No i jak ? - zapytała niepewnie
- No cóż... przykro mi
- Dlaczego?
- Poroniła pani
- Co zrobiłam?! - zapytała przerażona a ja próbowałem przekalkulować to co powiedział lekarz
- Straciła pani dziecko - poczułem się jakbym dostał w twarz. Popatrzyłem się na Angie, która wyglądała pewnie tak samo jak ja. Nachyliłem się i mocno ja przytuliłem - Przepraszam Angie. To moja wina...
- Nie nie Twoja...- dziewczyna wybuchła płaczem – to nie może być prawda – krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie – ja chcę tego dziecka! – przytuliłem ją i pozwalałem płakać w moich ramionach
- To moja wina – przycisnąłem ją do siebie mocniej
- Nie prawda Justin – zacisnęła ręce na mojej koszulce – to nie może być prawda
- Angie – prosiłem błagalnym tonem
- Moje maleństwo – szlochała w moich ramionach – to moja wina
- Za dużo się denerwowałaś... wiele przeszłaś. Musisz teraz dużo odpoczywać
- Dlaczego?
- Panie doktorze może pan nas na chwile zostawić samych - poprosiłem
- Jasne
- Dziękuje
- Justin...j-ja przepraszam
- Cii...Angie. Nie masz za co przepraszać
- Maaam...tak bardzo chciałeś tego dziecka. A ja je zaniedbałam
- Angie... na prawdę to nie Twoja wina. To prawda chciałem tego dziecka i jest mi smutno, że go nie będziemy mieć ale... jesteśmy tylko ludźmi. Nie jestem na Ciebie zły ani nie mam do Ciebie pretensji. Mogło być gorzej. Mogłem stracić również Ciebie
 - Ale ja kochałam to dziecko. Moje maleństwo! Było takie malutkie! Mieliśmy stworzyć rodzinę!
- Stworzymy... tylko w swoim czasie kochanie. - mój głos również się załamał i mocno ją przytuliłem.



----------
Cześć miśki. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Mam nadzieję, że watro było.
Ja podoba się wam rozdział? Znowu mamy dramę! Komantujcie rozdział ponieważ wasza opinia jest bardzo ważna. Dziękujemy za ponad 14 tysięcy wejść. Jesteście wspaniali




MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 29 rozdziale! ;)

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 27 - Od kiedy mam uzgadnić z Toba takie rzeczy?

Justin's POV
- To nie możliwe - powiedziałem i pokiwałem głową. Przede mną stała matka mojej narzeczonej która jest... martwa. Poczułem jak moje ciało się spina - Justin co się dzieje? - zapytał Gary. Spojrzałem na niego. Wyglądał jakby zobaczył ducha - Nie wiem - odpowiedziałem i ponownie spojrzałem na kobietę. Wszyscy byliśmy cicho a ja i ona wpatrywaliśmy się w siebie - Skąd wiesz kim jestem? - kobieta podeszła bliżej - Angie jest bardzo podobna do Pani - Skąd znasz moją córkę? - poczułem jak schodzi ze mnie powietrze. Wszystko wskazywało na to, że nie słyszała naszej rozmowy - Jestem jej chło... narzeczonym - poprawiłem się - Narzeczonym? Przecież ona ma dopiero... - Osiemnaście lat - dokończyłem za nią - tak jest młoda ale przyjęła moje oświadczyny - Boże tyle mnie ominęło - pokiwała głową i usiadła przy stole którym siedziałem razem z moim przyjacielem. Zajęła miejsce naprzeciw mnie - Co pani tu robi? - zapytałem ostrożnie - przecież Pani zgin... - Nie do końca - posłała mi blady uśmiech - musiałam chronić rodzinę więc tak było najlepiej. Teraz wróciłam żeby ich odzyskać - nie wiedziałem co powiedzieć. Dlaczego musiała się ukrywać? Dlaczego wróciła własnie teraz? Czy tata Angeli wiedział o wszystkim? W głowie miałem teraz wiele pytań - opowiesz mi coś o mojej córce? - Nie wiem czy powinienem - Proszę - w jej oczach widziałem ból - Skąd Pani wzięła się akurat tutaj? - Moja mama powiedziała mi, że Angie trafiła do szpitala - Pani mama wiedziała, że... - Tak - pokiwała głową - Pan Robson też wie? - Zadajesz dużo pytań chłopcze - uśmiechnęła się - ale w porządku. Nie mój mąż myśli, że zginęłam w wypadku samochodowym. Ty musisz być Justin - zaskoczyła mnie - Tak - kiwnąłem głową - Więc jesteś też ojcem dziecka mojej córki - Skąd... - potrząsnąłem głową - pewnie wie to Pani od mamy. Tak to ja jestem ojcem - Wydajesz się być porządnym chłopakiem. Czy z nią i dzieckiem wszystko dobrze? - Tak - Co się dokładnie stało? - w oczach kobiety widziałem troskę - Angie straciła przytomność co prawdopodobnie było spowodowane nerwami - no jasne, że było. Powiedziałem to do siebie w duchu - To nie dobrze - pokiwała głową - powinna się teraz oszczędzać - zamilkła na chwilę - cieszę się, że postanowiłeś wziąć odpowiedzialność i nie uciekłeś - uśmiechnęła się ponownie - Nigdy nie miałem zamiaru uciekać - powiedziałem trochę urażony - To dobrze - kiwnęła głową - słuchaj ja... - Dominic? - kobieta chciała coś powiedzieć ale przerwał jej męski głos. Doskonale wiedziałem do kogo należy - Robie? - matka Angeli wstała i zaczęła kierować się w stronę ojca dziewczyny - Nie mów tak do mnie - mężczyzna cofnął się. Był w szoku - mówiła do mnie tak tylko moja żona ale zginęła w wypadku dziesięć lat temu - Robie to ja - pan Robson spojrzał na mnie ale ja tylko stałem. Nie wiedziałem co mam zrobić - To nie może być prawda - zamknął powieki - przez dziesięć lat Cię opłakuję - otworzył oczy i spojrzał na kobietę stojącą przed nim - dlaczego? Dominic cholera dlaczego? - Przepraszam - kobieta wyszeptała przeprosiny - musiałam was chronić a to było jedyne rozwiązanie - wzrok taty Angie stał się pusty i szczerze mówiąc to było przerażające. Chciałem mu teraz pomóc ale nie wiedziałem jak - Justin idź do Angeli i powiedz jej, że przyjdę za jakąś godzinę - kiwnąłem głową i klepiąc Gary'ego w ramię dałem mu znak, że ma iść ze mną - Potrzebuje Pan czegoś? - zapytałem gdy znalazłem się obok niego - Obudzić się z tego koszmaru - Rob... - mężczyzna podniósł rękę i uciszył kobietę - Muszę tylko porozmawiać z tą kobietą. Nie mów Angie o jej wizycie - Dobrze - powiedziałem i ruszyłem w stronę sali mojej ukochanej - Mam prawo zobaczyć moja córkę - usłyszałem głos kobiety gdy odchodziłem - Prawo? Nie bądź śmieszna. To Ty zdecydowałaś, że znikniesz z jej i mojego życia... - dalej nie słyszałem już nic. W duchu podziękowałem Bogu, że ojciec Angeli postanowił trzymać teraz jej matkę z dala - Nie możesz teraz powiedzieć Angie o zakładzie. Musisz teraz okazać jej dużo miłości i zrozumienia. Matka Twojej dziewczyny własnie zmartwychwstała - spojrzałem na mojego przyjaciela. Miał rację - Wiem - podrapałem się po karku - jej matka wybrała chujowy moment na zmartwychwstanie - stanęliśmy przed drzwiami pokoju Angie. Oboje wzięliśmy głębokie oddechy i weszliśmy do środka

Obudziłem się na dźwięk telefonu. Po omacku znalazłem go i przyłożyłem do ucha nie sprawdzając kto dzwoni - Hallo? - zapytałem i przetarłem twarz dłonią - Justin dzisiaj mnie wypisują - Co? Wypisują? Skąd? - Śpisz jeszcze czy mi się wydaje? - usłyszałem śmiech który pieścił moje uszy - Justin obudź się. To ja Angie - Angie? Ale przecież Angie teraz śpi obok mnie - przejechałem ręką po miejscu obok ale zastałem je puste - Nie Justin ja teraz jestem w szpitalu i za jakieś dwie godziny mnie wypisują - mój mózg powoli zaczął przyswajać informacje - tata nie może po mnie przyje... - Boże Angie przepraszam! - krzyknąłem do telefonu zdając sobie sprawę, że bredziłem jak popierdolony - Hahahahah Justin nic się nie stało - dziewczyna śmiała się na całego - przyjedziesz po mnie? - Jasne - uśmiechnąłem się - będę za godzinę - Dziękuję - Kocham Cię - Wiem - powiedziała i rozłączyła się. Dlaczego tak jak zwykle nie odpowiedziała "nie bardziej niż ja" lub coś w tym stylu? Odgoniłem od siebie to dziwne uczucie i zeskakując z łóżka ruszyłem w stronę łazienki.

Angie's POV

Siedziałam na łóżku i czekałam na Justina. Zastanawiałam się czy zaręczyny to była dobra decyzja. Przecież jesteśmy tacy młodzi. Westchnęłam, zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Poczułam jak moje ciało odpręża się. Odetchnełam głęboko i podniosłam powieki. Przede mną stał Justin - Cześć skarbie - musnął moje usta a ja mimowolnie się uśmiechnełam - Cześć - Gotowa? - Tak - kiwnęłam głową - Idziemy? - przewróciłam oczami. Justin był dzisiaj bardzo rozmowny - Tak - powiedziałam i wstałam z łóżka. Złapałam za kurtkę i włożyłam ją na siebie. Justin stał i przyglądał mi się - Stało się coś? - Nie tylko... - urwał w połowie zdania - Tylko co? - skrzyzowałam ręce na piersi - Widac już zaokrąglenie na Twoim brzuchu - Co? - spojrzałam w dół i faktycznie widziałam małą wypkłość. Pogłaskałm ją dłońmi i usmichnełam się. Coraz bardziej kocham dziecko które we mnie rośnie. Dziecko moje i Justina. Poczułam jak ktoś podchodzi do mnie i obejmuje. Spojrzałam w górę i spotkałam oczy mojego ukochanego
- Kocham was - wyszeptał mi w usta i pochwili złączy je ze swoimi. W tym momencie wszystkie moje wątpliwosci się rozwiały. Kocham tago chłopaka i chcę się z nim zestarzeć - chodź wracamy do domu - Justin zabrał moją torbę i splatając nasze palce wyprowadził mnie z pokoju w którym spędziłam tydzień mojego zycia - Postanowiłem, że pójde do pracy - zaskoczył mnie tym - Do pracy? - Tak - zaśmiał się - ktoś musi utrzymać nasze dziecko - Ale co ze szkołą Justin? Został Ci jeszcze tylko semestr - Nic - wzruszył ramionami - Jak to nic? - stanełam i pusciłam jego dłoń - nie możesz zrezygnować teraz ze szkoły - Dlaczego? - Ponieważ wykształcenie jest ważne - Wystarczy, że jedno z nas wybiera się na studia - Justin powiedz mi prawdę - Jaka prawdę? - spojrzał mi w oczy
- Dlaczego chcesz rzucić szkołę i nie wymiguj się dzieckiem - spojrzałam na niego surowo - jeśli chodzi o pieniądze to przeciez rodzice obiecali, że nam pomogą - Nie chcę nic od moich rodziców - Jus... - Nie Angie - pokiwał głową - podjąłem juz decyzję - Nie uzgodniłeś tego ze mną - wyszeptałam - Od kiedy mam uzgadnić z Toba takie rzeczy? - serio? Justin na prawde mnie o to pyta? - Od momentu w którym jestesmy razem. Od momentu w którym okazało się, że będziemy mieli dziecko - Dziecko wcale nie oznacza, że do końca zycia bedziemy razem - czy ja się kurwa przesłyszałam?! Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach i po chwili jedna spływa po policzku - Angie ja przep... - Wsadź sobie te przeprosiny w dupę - wycedziłam przez zęby i wymijając Justina w ruszyłam strone wind. Poczułam jak chłopak łapie mnie za rękę i odwraca w swoja stronę - Nie to miałem na mysli - Ale właśnie to powiedziałeś - Przepraszam - Puść mnie - zarządałam ale Justin nie reagował - Wiesz, że Cie kocham - Od teraz mam wątpliwości - spojrzałam mu w oczy - własnie dotrało do mnie, że jestesmy razem tylko ze względu na dziecko. Wiesz co Justin ja... my - mówiąc to wolną ręką dotknęłam brzucha - wcale Cie nie potrzebujemy. Na prawdę nie jesteś nam do niczego potrzebny a teraz puść mnie - Justin będąc w szoku wykonał moją prośbę a ja korzystając z okazji wbiegłam do windy i rozpłakałam się na dobre


***


- Jesteś pewna, że tak powiedział? - Tak Van - pociągnęłam nosem i wtuliłam się w moją poduszkę. Moje łóżko ostatnio coraz częściej jest świadkiem mojego płaczu - powiedział dokładnie "Dziecko wcale nie oznacza, że do końca zycia bedziemy razem" - Coż przesadził ale był zdenerwowany bo naskoczyłaś na niego - nie wierzyłam, że Van mówi mi właśnie takie rzeczy - Dlaczego za każdym razem go bronisz? - Nie bronie go tylko trzeźwo patrzę na styuację - przyjaciółka położyła sie obok mnie i przytuliła - przesadził ale zrozum. Justin do tej pory był wolny a wiążąc się z Tobą troche tej wolności stracił. To może go przytłaczać - A mnie nie przytałacza? - wyswobodziałam się z jej ramion i usiadłam opierając sie o wezgłowie łóżka - za jakieś 7 miesięcy zostanę matką a po skończeniu szkoły żoną. Całe moje życie się zmieni i to mnie nie przytłacza? To zapewne Justin będzie szalał a ja będę siedzieć z dzieckiem w domu. To wszystko nie tak miało wyglądać - Przeciez Justin ma zamiar ułatwić Ci studiowanie - westchnęła - nie rób z niego potwora - Nie robię - wstałam i udałam sie w kierunku lazienki - ale to on sprawił, że moje życie tak bardzo sie zmieni - Nie przesadzasz? - Nie - odwróciłam się w stronę Van - Przesadzasz - pokiwała głową - przypominam Ci, że do poczęcia dziecka potrzebne są dwie osoby - patrzyła na mnie surowo - wydaje mi się, że obwiniasz Justina bo tak jest łatwiej. Do cholery jasnej gdzie podziała się moja przyjaciółka?! - Ja... - Nie Angie - przerwała mi - zmieniłaś się i nie wiem dlaczego ale Justin jest ostatnią osobą którą możesz obwiniać o spieprzenie Ci życia. On Ci wcale go nie spieprzył ale pokazał jakie może byc wspaniałe. Przy Justinie rozkwitłaś. Poznałaś smak PRAWDZIWEGO zycia. Justin wyciągnął Cię ze złotej klatki w której żyłaś. Próbował to juz zrobić mój brat ale udało sie to dopiero Justinowi. Nie masz cholernego prawa go o to obwiniać - Van wstała z łożka i ruszyła w stronę drzwi - Van poczekaj - Na co? - spojrzała na mnie przez ramię a ja milczałam - tak myślałam - pokiwała głową - odezwij się jak dorosniesz - wyszła zostawiając mnie samą. Popłakałam sie i rzuciłam na łóżko. Nie mogłam uwierzyć, że Van powiedziała mi to co powiedziała ale miała troche racji. Wytarłam łzy i usiadłam na łóżku. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. To był Justin. Wpatrywałam sie w telefon i po chwili odebrałam - Angie przepraszam - Masz za co Justin - odezwałam się - Wiem. Nie myślałem kiedy to mówiłem ale masz rację. Powinienem po.. - Przyjedziesz? - przerwałam mu - Teraz? - Tak Justin - poczułam łzy więc zamknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech - potrzebujemy Cię - Będę za dziesięc minut - Dobrze - Kocham Cię - Wiem - powiedziałam i rozłaczyłam się. Podnosłam się z łóżka i szybko wyszłam z pokoju. Zeszłam do kuchni i zabrałam sie za przygotowanie gorącej czekolady na którą mam ochotę od tygodnia. Wyciągnełam dwa kubki i wypałam do nich zawartość torebek. Wstawiłam wodę i wyszłam do lazienki żeby przemyć twarz. Gdy znalazłam sie w środku spojrzałam w lustro i przeraziłam się. Moja twarz była czerwona i zapuchnieta. Źle wyglądałam. Opłukałam twarzy zimną wodą, wytrałam ją. Związałam włosy w kucyka i wyszłam. Wchodząc do kuchni podeszłam do kuchenki, załozyłam ochronne łapki i chwytając za raczkę ściągnełam czajnik z płyty. Zalałam proszek i wymieszałam go z wodą. W momencie kiedy do mojego nosa dotarł przyjemny zapach czekolady usłyszałam dwonek do drzwi. To pewnie Justin. Podbiegłam do drzwi i natychmiast je otworzyłam. Przede mną stał Justin - Płakałeś - stwierdziłam gdy go zobaczyłam - Przepraszam Angie - powiedział i chwilę później juz byłam w jego rmionach - tak cholernie mi z tym źle - Justin to ja przepraszam - powiedziałam stłumionym głosem ponieważ wtuliłam się w jego klatkę piersiową - my cholernie Cię porzebujemy - Wiem - Justin potarł moje plecy i pocałował w głowę - No proszę, proszę. Problemy w raju? - słysząc ten głos odsunęłam się od Justina - Mike co Ty tu robisz? - Van powiedziała, że już wyszłaś więc przyniosłem Ci kwiaty - spojrzał na Justina - ale nie spodziewałem się tu tego dupka - Spieprzaj Mike - Justin wysyczał i ruszył w stronę chłopaka ale powstrzymałam go stając między nimi. Justin przyciągnał mnie bliżej siebie - Mike daruj sobie - poprosiłam - Nie przyjechałem sie tu bić Bieber - olał mnie - ale przyjechałem zobaczyć czy czasem Twoja dziewczyna nie potrzebuje mężczyzny - zanim się zorientowałam Justin puścił mnie i przyciskał Mike'a do ściany. Przełknęłam głośno gulę i wybierając numer Gary'ego przyłażyłam telefon do ucha - Hallo? - Gary przyjedź do mnie albo inaczej Justin zabije brata Twojej dziewczyny - Już jadę - powiedział Gary - spróbuj uspokoić Justina za chwile będę - Dobrze - rozłączyłam się i podeszłam do chłopaków - Justin proszę - Nie Angie - mój chłopak nawet na mnie nie spojrzał - ten skurwiel prosi się o obicie mordy już od dłuższego czasu - Justin proszę - wyszeptałam ale to nie pomogło ponieważ Justin właśnie wycelował pierwszy cios w brzuch Mike'a - Justin! - krzyknełam ale on nie ragował. W duchu zaczęłam się modlić żeby Gary przyjechał jak najszybciej...



----------
Cześć miśki. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać ale niedawno zaczęłam staż i mam straszny natłok zadań przy baaaaardzo okrojonym czasie. Mam nadzieję, że watro było czekać.
Ja podoba się wam rozdział? Znowu mamy dramę! Komantujcie rozdział ponieważ wasza opinia jest bardzo ważna. Dziękujemy za ponad 11 tysięcy wejść. Jesteście wspaniali




MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 28 rozdziale! ;)

sobota, 12 października 2013

Rozdział 26 - Szok



Angie's POV

Leżałam sama w pomieszczeniu i czekałam aż Justin przyniesie mi gorącą czekoladę. Dwie godziny temu tato był u mnie i powiedział, że przyjedzie wieczorem i rano przed pracą. Źle było go widzieć zmartwionego... zresztą Justina i Van też. Cieszyłam się, że to jednak nie prawda i ta wiadomość to tylko po to żebyśmy nie byli razem. Tak bardzo chciałabym żeby ten koszmar się skończył, to jest na prawdę męczące... ten ciągły stres i bezradność. Cieszę się, że mam taką osobę przy sobie jak Justin, który zawsze mnie wspiera, kocha mnie, troszczy się o mnie i po prostu przy mnie jest. Nie chcę nikogo innego, zawsze będę go kochać w końcu będzie ojcem mojego dziecka i chcę z nim spędzić resztę życia... - Wybacz, że tak długo ale kolejka była niesamowita. Widziałaś ile tutaj jest ciężarnych kobiet i wszystkie musiałem przepuścić bo pchały się na mnie tymi dziećmi... znaczy brzuchami - odłożył kubek z gorącym napojem na stoliku obok mojego łóżka i usiadł łapiąc mnie za rękę - tak czy siak nawet kobieta w ciąży jest agresywna - Justin co ty wygadujesz? - zaczęłam się chichotać - No co? Byłem naocznym świadkiem bójki o ostatnie witaminy. To jest coś przerażającego - popatrzyłam na niego i zaczęłam się śmiać - To nie jest nic śmiesznego Angie. Ja mówię poważnie, one mogły się pozabijać a te brzuchy to jak jakaś tarcza 
- Boże Justin! - nie mogłam już powstrzymać śmiechu - Dobrze Cię widzieć uśmiechniętą - powiedział Justin kiedy już skończyłam się śmiać. Popatrzyłam tylko na niego bo za bardzo nie wiedziałam co mam odpowiedzieć - Justin tak się zastanawiam - urwałam na chwilę - jak będzie wyglądała nasza przyszłość? - spuściłam wzrok za swoje ręce - Jak to jak? Będziemy rodziną. Będziemy mieć dziecko... na razie jedno, z czasem pomyślimy o drugim. Weźmiemy ślub i razem się zestarzejemy a ja będę Cię rozpieszczał - palcem wskazującym zmusił mnie do podniesienia na niego wzroku - Kocham Cię. I nie mogę pozwolić abyś wątpiła w moje uczucie jakie żywię do Ciebie - Justin j... - Daj mi dokończyć - był jakiś dziwny i zdenerwowany - po prostu chcę mieć pewność, że już nigdy nie zwątpisz w moją miłość do Ciebie - Justin co ty...- Justin przez dłuższy czas trzymał coś w rękach - Angelo Robson... czy zostaniesz moją żoną? - otworzył pudełeczko a w nim znajdował się śliczny pierścionek z białego i żółtego złota. Po bokach miał małe diamenciki a główny był duży i nawet nie wiem jak go opisać. Całkiem mnie zamurowało
- J-jak to? Chcesz się ze mną ożenić? - popatrzyłam na niego jakby był jakimś psychopatą - Kocham Cię. A po za tym będziemy mieli dziecko i dobrze by było gdybyśmy stworzyli rodzinę - Nie wiem co powiedzieć - przyznałam szczerze - Po prostu się zgódź. Bądźmy razem i bądźmy pewni swoich uczuć. Tak bardzo Cię kocham, muszę, chcę i pragnę być z Tobą już na zawsze - Patrzyłam się na niego i całkiem oniemiałam - Angie? Zgadzasz się czy nie? - J-ja... sama nie wiem. To znaczy chcę być z Tobą i to zawsze... - Czyli, że się zgadzasz? - I naprawdę Cię kocham... - Czyli, że się zgadzasz? - Myślę dokładnie tak samo jak ty tylko... - Angie zgadzasz się czy nie?! - TAK! Zgadzam się! - popatrzyłam na niego - Zgadzam się założyć z Tobą rodzinę. Zgadzam się być z Tobą zawsze i zgadzam się być Twoją na zawsze. Kocham Cię - Justin wziął moją dłoń i delikatnie wsunął mi pierścionek na palec i pocałował mnie w dłoń, pieczętując w ten sposób nasze zaręczyny - Jesteś już tylko moja - powiedział te słowa i złączył nasze usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek.


***


Leżałam sobie w ciemnym pokoju szpitalnym, od jakiś dobrych dwóch godzin nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na pierścionek i zastanawiałam się od jak dawna Justin już go miał, czy zanim się dowiedział, że jestem w ciąży czy już po fakcie. Dlaczego tak bardzo wątpię w jego uczucia? Dlaczego po prostu nie mogę cieszyć się myślą, że jest i będzie ojcem mojego dziecka i moim mężem? Chcę się cieszyć ale nie mogę. Zawaliłam całe swoje życie. Zamiast skończyć szkołę jako wzorowa uczennica, będę kończyć szkołę jako ciężarna. Poczułam poczucie winy i chyba zaczęłam żałować znajomości z Justinem... Tak bardzo chciałabym teraz porozmawiać z mamą i opowiedzieć jej o moich wątpliwościach. Mamy chyba wiedzą co robić w takich przypadkach. Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu więc pozwoliłam im swobodnie płynąć. Już nie chciałam dłużej duścić w sobie wszystkiego. A może powinnam zadzwonić do Justina i powiedzieć mu, że zaręczyny nastąpiły za szybko? To nie tak, że się nie cieszę bo cieszę. I to bardzo. Ale spójrzcie zna to wszystko z mojej perspektywy. Mam dopiero osiemnaście lat, dziecko w drodze i ślub w prawdopodobnie niedalekiej przyszłości a to nie tak miało wyglądać. Miałam skończyć szkołę jako najlepsza uczennica, dostać się na wymarzoną uczelnię, zostać prawnikiem, odnieść sukces zawodowy... No i pojawił się Justin. Rozkochał mnie w sobie, zrobił dziecko i się oświadczył czyli wywrócił moje życie do góry nogami...


Justin's POV


- Stary wpakowałeś się w takie gówno, że to będzie największy koszmar w Twoim życiu - No wiem ale... - Stary nie ma żadnego ale! Znowu ją okłamałeś! Znowu jej nie powiedziałeś prawdy! Znowu... podkreślam słowo znowu bo zachowałeś się jak baba i zamiast wyznać jej wszystko ty musiałeś znowu ją okłamać i wbić jeszcze głębiej nóż w plecy. Dobrze wiesz, że prędzej czy później się dowie i wtedy już może Ci nie wybaczyć... i nagle startujesz z zaręczynami?! Wiesz jak ona będzie się czuła dowiadując się o tym, że to jednak była prawda i jak będzie zrywała z Tobą zaręczyny?! - Wiem stary okey!! Wiem jak będzie się czuła! Gary... czy ty nie rozumiesz, że ona jest dla mnie wszystkim?! Tak bardzo ją kocham, że mogę przez tą miłość umrzeć! Będzie moją żoną i matką mojego dziecka... planowałem to zupełnie inaczej... - Co planowałeś zupełnie inaczej? - Gary popatrzył na mnie nie wiedząc co mam na myśli -Ten pierścionek miałem już bardzo długo przed tym zanim się dowiedziałem o ciąży i planowałem oświadczyć się jej na koniec roku szkolnego. Ale wszystko się zmieniło w tym moje plany - A co to zmieni Justin? Co to zmieni jeżeli ona się dowie, że ten zakład to jednak prawda i jeżeli się dowie o tym, że już wcześniej planowałeś się jej oświadczyć? Ona popadnie w załamanie... nie wiem już Justin co powinieneś zrobić. Na samym początku mówiłem Ci żebyś nawet nie wchodził w ten zakład ale ty się uparłeś i musiałeś jej pokazać, że możesz zrobić wszystko. Później mówiłem Ci żebyś jej od razu powiedział... a tak minęło już pół roku odkąd jesteście razem i dalej ona nie zna prawdy - siedziałem na kanapie i słuchałem - Ale ja ją naprawdę kocham - przyznałem nieśmiało - Jeżeli byś ją kochał powiedział byś jej całą prawdę wtedy kiedy należałoby to zrobić - Gary powiedział sucho - Może dlatego, że ją kocham nie powiedziałem prawdy? - Gdybyś ją kochał nie okłamywałbyś jej jak to robisz od początku waszej znajomości! - Gary wstał a ja po chwili zrobiłem to samo - Nie mogę patrzeć na jej łzy! Nie mogę patrzeć jak cierpi i jest smutna a zwłaszcza z mojego powodu! Tak ją kocham, że bez żadnego zastanowienia się oddałbym za nią życie jeżeli by była taka potrzeba - Justin musisz powiedzieć jej w końcu prawdę! - A co mam jej niby powiedzieć?! Hej Angie ten cały zakład jest prawdą? - No właśnie tak by wypadało powiedzieć - Przepraszam - słysząc kobiecy głos odwróciłem się momentalnie i gdy zobaczyłem kto tam stoi aż mi się serce zatrzymało - Pani Robson? - zamarłem - Przecież Pani mama nie żyje...



----------

I mamy rozdział 26. ;) Jezu ale zwrot akcji co? Oświadczyny i pojawienie się mamy Angie która... nie żyje. Jak myślicie co będzie dalej?


MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 27 rozdziale! ;)

- Jola

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 25 - Czas


Justin's POV


Przyjechałem do szpitala chwilę po karetce. Zaparkowałem i dosłownie wypadłem z samochodu. Przebiegłem przez parking i chwilę później znalazłem się przed głównym wejściem do budynku szpitala. Jedyne o czym mogłem teraz myśleć to Angie i dziecko. Jeśli teraz je stracimy to... Pokiwałem głową w celu odgonienia od siebie czarnych myśli. Wszedłem do środka i udałem się prosto do dyżurki. Stanąłem przed nią i cierpliwie czekałem aż kobieta siedząca na krześle skończy rozmawiać przez telefon
- Słucham? - poczułem ulgę gdy w końcu przeniosła swoją uwagę na mnie
- Gdzie leży Angela Robson?
- A kim Pan jest?
- Chłopakiem
- Ah - westchnęła i spojrzała w monitor stojący przed nią - jest w pokoju 42B
- A gdzie on jest?
- Pierwsze piętro
- Dziękuję - powiedziałem szybko i pobiegłem w stronę schodów. Chciałem znaleźć się przy niej jak najszybciej i pokazać, że jesteśmy w tym wszystkim razem. Wbiegłem po schodach i szybko znalazłem się na odpowiednim piętrze. Ruszyłem wzdłuż korytarza i rozglądałem się wszędzie. W końcu znalazłem pokój 42B. Chciałem do niego wejść ale wpadłem na faceta w białym fartuchu
- Przepraszam - wybąkałem i gdy już prawe przekroczyłem próg pokoju zatrzymał mnie jego głos
- A Pan to?
- Justin Bieber - spojrzał na mnie dziwnie - chłopak - wyjaśniłem szybko
- Doktor Make - przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę - obecnie jestem lekarzem prowadzącym Pańskiej dziewczyny
- Miło mi - uścisnąłem jego rękę - co się dokładnie stało?
- Pańska dziewczyna straciła przytomność co prawdopodobnie zostało wywołane stresem
- Stresem? - zapytałem zdziwiony
- Czy był Pan z nią chwilę przed omdleniem?
- Tak - kiwnąłem głową
- Czy może Pan powiedzieć mi co się dokładnie stało?
- Cóż leżeliśmy na łóżku i Angie dostała wiadomość. Wstała i podeszła do szafki. Wzięła telefon w dłoń i chwilę później łapałem ją
- Czy sprawdzał Pan co to była za wiadomość?
- Nie - przełknąłem gulę która utworzyła się w moim gardle czując, że to może mieć związek z całą sytuacją - nie miałem do tego głowy
- Rozumiem - kiwnął głową
- Co z dzieckiem?
- Z dzieckiem wszystko w porządku ale Angela musi teraz na siebie uważać
- Dopilnuje tego - facet uśmiechnął się na moje słowa
- Może Pan teraz wejść do pacjentki
- Dziękuję - odpowiedziałem ale lekarz już tego nie słyszał ponieważ zniknął w pokoju obok. Stanąłem przed drzwiami i potarłem kark. Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem próg. Widok Angie na łóżku ścisnął mój żołądek. Podszedłem do łóżka i stanąłem w jej nogach. Miała zamknięte oczy i oddychała spokojnie. Odetchnąłem z ulgą wiedząc, że z nią i dzieckiem wszytko w porządku
- Justin - usłyszałem cichy głos więc podszedłem do łóżka
- Jestem
- Wyjdź
- Co? - zaskoczyło mnie to totalnie
- Wyjdź
- Angi...
- Powiedziałam, że masz wyjść - przerwała mi
- Dlaczego? - nie mogłem uwierzyć, że między nami znowu było źle
- Może dlatego, że już wygrałeś?
- Co? - nie mogłem zrozumieć
- Powiedz mi jak się czułeś kiedy zakładałeś się o mnie
- Zakładałem  - zmarszczyłem brwi i dopiero po chwili zorientowałem się o co chodzi Angie - co Ty mówisz? - postanowiłem nie przyznawać się do niczego teraz ponieważ to nie była odpowiednia sytuacja
- Ogłuchłeś?
- Angie nie mam pojęcia o czym mówisz
- Nie kłam
- Angie przepr....
- Wyjdź - przerwała mi ponownie. Wiem, że byłem w kiepskiej sytuacji ponieważ nie spojrzała na mnie ani razu podczas naszej rozmowy, nie dała mi dojść do głosu i nie chciała słuchać moich wyjaśnień. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Nie wiedząc co mam robić usiadłem na krześle stojącym przed pomieszczeniem w którym leżała moja ciężarna dziewczyna.


***


- Powiedziałeś jej gnoju! - krzyknąłem te słowa w twarz Mike'owi jednocześnie przyciskając go do ściany
- Pojebało Cię?
- Powiedziałeś jej skurwielu!
- Nic jej nie powiedziałem - odepchnął mnie - nic jej nie powiedziałem bo wiem, że jest w ciąży - poprawił swoje ubranie - nie chce mieć na sumieniu dziecka
- To kurwa kto jej to powiedział? - zapytałem wplatając palce we włosy
- Nie wiem - spojrzałem na Mike'a w momencie kiedy wzruszał ramionami - ale ten ktoś mógł sobie podarować do czasu aż urodzi - spojrzałem na niego zdziwiony
- Dlaczego jesteś po mojej stronie?
- Co? - tym razem to on był zdziwiony moimi słowami - słuchaj Bieber ostatnio może powiedziałem to i owo ale Angie jest dla mnie cholernie ważna i to dlatego nie popieram tego, że ktoś jej powiedział. I wyjaśnijmy sobie jedno - stanął blisko mnie a nasze twarze dzieliło od siebie tylko kilka centymetrów - nigdy nie będę po Twojej stronie. Zabrałeś mi dziewczynę
- Nie bądź śmieszny - zaśmiałem mu się w twarz - po pierwsze Angie nie jest rzeczą, po drugie nie zabrałem Ci jej
- Nie?
- Nie - odepchnąłem go od siebie. Bliskość z jaką stał przy mnie strasznie działała mi na nerwy - z tego co wiem to sama od Ciebie odeszła bo byłeś skurwielem który ją bił - chciał coś powiedzieć ale nie pozwoliłem mu - nie wiem jak można podnieść rękę na kobietę ale najwidoczniej Tobie się to podoba - zaśmiałem się - tylko słaby facet bije kobietę
- Zamknij się - wysyczał przez zęby
- Nie - pokiwałem głową - to Ty się zamknij i więcej nie zbliżaj się do Angie bo inaczej Cię zabiję, rozumiesz?
- Nie odważysz się
- Nie? - podniosłem brew - cóż jak chcesz skończyć tak ja kapitan The Dogs... - powiedziałem i ruszyłem w jego stronę
- Justin? - usłyszałem damski głos za sobą więc się odwróciłem - co Ty tu robisz?
- Przyjechałem porozmawiać - Van spojrzała na swojego brata i na mnie
- Z kim?
- Z Tobą - posłałem jej pocieszający uśmiech
- Wejdź - powiedziała i wskazała ręką na drzwi
- Wolałbym gdzieś na mieście - stwierdziłem szybko - najlepiej w pobliżu szpitala
- Jasne - kiwnęła głową - wejdę tylko po torebkę
- Czekam w samochodzie - powiedziałem i odwróciłem się w stronę Mike'a - z Tobą jeszcze nie skończyłem - przeszedłem obok niego i skierowałem się w stronę auta.


Angie's POV


Leżałam na łóżku i próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Jak Justin mógł mi to zrobić?! Jak?! Jak można zakładać się o czyjeś uczucia?! To nie jest normalny, ludzki odruch. Poczułam łzy zbierające się w koncikach moich oczu więc pokiwałam głową. Nie mogłam teraz się rozpłakać. Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Podniosłam poduszkę wyżej i oparłam się o wezgłowie. Na szafce obok stał kubek z wodą więc sięgnęłam po niego i upiłam kilka łyków chcąc pozbyć się suchości gardła. Odłożyłam kubek na miejsce i wzięłam telefon. Sprawdziłam czas i okazało się, że tata kończy dopiero za trzy godziny. Westchnęłam. Nie lubię tego miejsca i nie czuję się tutaj dobrze sama. Wybrałam numer Van i przyłożyłam urządzenie do ucha
- Angie? - odebrała po kilku sygnałach
- Nie śpiąca królewna - zaśmiałam się - co robisz?
- Jestem z Justinem na kawie
- Z Justinem? - zmarszczyłam brwi - Dlaczego?
- Chciał porozmawiać - między nami zapanowała cisza - nie uważasz, że powinnaś dać mu szansę by cokolwiek mógł powiedzieć?
- Van to nie Tw...
- Właśnie, że moja - przerwała mi - zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko
- Co?
- Nie udawaj, że nie słyszałaś - zaśmiała się - porozmawiaj z nim
- Muszę wszystko przemyśleć - stwierdziłam po chwili ciszy
- Przyjechać?
- Przyjedź
- Dobrze
- Van - przyjaciółka prawdopodobnie chciała już zakończyć połączenie ale przerwałam jej
- Tak?
- Przyjedziesz sama? - zapytałam z nadzieją w głosie - Van?
- Tak Angie - westchnęła - będę sama. Angie wiesz, że będziesz musiała z nim porozmawiać?
- Wiem. Czekam Van - powiedziałam i rozłączyłam się. Oparłam głowę o poduszkę i zamknęłam oczy. Van miała rację. Powinnam pozwolić wytłumaczyć się Justinowi. Zamiast tego wyrzuciłam go z pokoju nie dając dojść do słowa. Musicie mnie zrozumieć. Ktoś stwierdził, że moje uczucia były obiektem zakładu a to jest niewybaczalne...


***

Otworzyłam oczy i jęknęłam. Intensywność światła wydobywającego się ze szpitalnych lamp była przerażająca. Zamrugałam kilka razy i odetchnęłam z ulgą kiedy oczy przyzwyczaiły się do jasności. 
- Witaj śpiąca królewno - głos Van uświadomił mi, że przyjechała
- Długo tu jesteś? - zapytałam 
- Dłuższą chwilę - uśmiechnęła się - spałaś tak słodko, że nie chciałam Cie budzić
- Przestań - upomniałam ją
- Wyglądałaś jak księżniczka
- Van - powiedziałam ostrzegawczo
- No co? - podniosła ręce do góry - ja tylko stwierdzam fakt
- Nie ważne - stwierdziłam - więc... - zaczęłam
- Więc co?
- O czym rozmawiałaś z Justinem? - zapytałam niepewnie

- Nie będę bawić się w listonosza - stwierdziła moja przyjaciółka i wiem, że byłam na straconej pozycji ale musiałam spróbować
- Van proszę, powiedz cokolwiek
- Nie
- Van...
- Angie... - jej ton ostrzegł mnie i proponował porzucenie pomysłu wyciągnięcia od niej przebiegu ich rozmowy
- W porządku - wzruszyłam ramionami - pamiętaj, że się zemszczę 
- Wiem, wiem - zaśmiała się i machnęła ręką - jak się czujesz? - w jej oczach dostrzegłam troskę. Kocham tą dziewczynę, no!
- Dobrze - spojrzała na mnie znacząco a ja westchnęłam - Van mówię poważnie, czuję się dobrze
- Na pewno?
- Tak - pokiwałam głową

- Powiesz dokładnie co Ci się stało?
- Sama dokładnie nie wiem - przeczesałam włosy pacami - pamiętam tylko tyle, że dostałam tego sms'a - wzięłam telefon, znalazłam wiadomość i podałam jej urządzenie - odczytałam ją i chwilę później widziałam ciemność i słyszałam krzyczącego Justina
- WOW! - Van aż gwizdnęła - kto to wysłał?
- Nie mam pojęcia - westchnęłam - Van powiedz mi czemu to wszystko spotyka mnie i Justina?
- Ludzie wam zazdroszczą - odpowiedziała po chwili ciszy - porozmawiaj z nim
- Potrzebuje czasu - odpowiedziałam szybko
- Nie potrzebujesz - stwierdziła a ja spojrzałam na nią zdziwiona - słuchaj Angie oboje jesteście dziwni kiedy ze sobą nie rozmawiacie i szczerze mówiąc mam już tego dość. Wy nie możecie ze sobą nie rozmawiać bo ludzie z waszego otoczenia na tym cierpią
- Nie przesadzasz?
- Nie bardzo - zaśmiała się i pokiwała głową - zamiast siedzieć tutaj teraz ze swoim facetem i przytulać się do niego siedzę tutaj sama i...

- Dziękuje przyjaciółko - wywróciłam oczami
- Dasz mi dokończyć?
- Proszę, proszę - zachęciłam ją

- Dziękuję - odpowiedziała - a więc zamiast siedzieć tutaj z Garym, Tobą i Justinem mój chłopak siedzi z Twoim na korytarzu i stara utrzymać się go przy zdrowych zmysłach
- Justin tu jest? - usiadłam na łóżku
- Tak - pokiwała głową - zawołać go?

- Nie wiem - zamknęłam oczy - tak - otworzyłam je - znaczy nie - zanim jednak moje słowa doleciały do uszu mojej przyjaciółki ta właśnie znikała za drzwiami pokoju w którym obecnie przebywałam. Chwilę później pojawił się w nich Justin. Wyglądał źle. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę
- Jak się czujesz? - pierwszy się odezwał
- Powiedz, że to nie prawda - próbowałam powstrzymać łzy - powiedz, że się nie założyłeś - poczułam jak ciepła ciecz spływa po moich policzkach. Nienawidzę płakać przy Justinie. Schowałam twarz w dłoniach i chwilę później poczułam jak silne ramiona Justina oplatają się wokół mojego ciała. Czułam się w nich tak dobrze 

- Angie ja...
- Proszę po prostu powiedz, że to nie prawda - złapałam jego koszulkę i zacisnęłam na niej dłonie. Justin westchnął
- Nie było żadnego zakładu - odpowiedział a ja po chwili wybuchłam niepohamowanym płaczem - Angie nie płacz
- Przepraszam - wyszeptałam - myślałam, że Cię stracę
- Co? - w głosie Justina usłyszałam zdziwienie - Stracisz?
- Tak - podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy - gdyby okazało się, że ten zakład to prawda nie mogłabym Ci wybaczyć Justin. Zakładanie się o czyjeś uczucia jest straszne - w oczach mojego chłopaka dostrzegłam przerażenie
- To prawda - odpowiedział w końcu - Angie pamiętaj, że cokolwiek by się nie stało kocham Cie tak cholernie mocno, że to czasem aż boli

- Wiem Justin - uśmiechnęłam się - mam tak samo - dokończyłam i złączyłam nasze usta w pocałunku.


----------

A więc z góry przepraszam, że musieliście tyle czekać na kolejny rozdział. Miała napisać go Jola ale ze względu na ogólny brak czasu nie dała rady więc ja napisałam go za nią. Mam nadzieję, że nam wybaczycie. Co sądzicie o całej sytuacji? Justin dobrze zrobił, że się nie przyznał? 

Jezu mamy już ponad 9 tysięcy wyświetleń! Dziękujemy! 


MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 26 rozdziale! ;)

- Pati

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 24 - Kłótnia




Justin's POV


- Nie lubię kiedy milczysz - Angie przerwała ciszę która utrzymywała się w samochodzie od czasu kiedy tylko znaleźliśmy się w jego wnętrzu. Milczałem ponieważ nie wiedziałem co mam powiedzieć - Justin proszę - westchnąłem i spojrzałem na nią - Jak mogłaś mi nie powiedzieć? - zapytałem z wyrzutem i przeniosłem wzrok z powrotem na drogę  - Bałam się - wyszeptała  - Bałaś się, że zostawię Cię z tym samą? - zacisnąłem dłonie na kierownicy ponieważ poczułem jak złość przejmuje kontrole nad moim ciałem  - Przepraszam  - Masz za co - odpowiedziałem szczerze - jak mogłaś tak pomyśleć Angie? - milczała więc postanowiłem mówić dalej - Kocham Cię i do cholery już kocham to dziecko. Angie to jest MOJE dziecko, MOJA krew i owoc NASZEJ miłości - podkreślałem kluczowe słowa - NIGDY nie zostawiłbym Ciebie, nie zostawiłbym was. Gdyby była taka potrzeba oddałbym za Ciebie życie i doskonale o tym wiesz ale pomyślałaś, że mógłbym nie wziąć odpowiedzialności i uciec. To kurwa cholernie boli - pokiwałem głową - nie mogę uwierzyć, że tak pomyślałaś. Za kogo Ty mnie kurwa uważasz?! - krzyknąłem i chwilę później pożałowałem tego  - Zatrzymaj się - usłyszałem głos Angie  - Co? - byłem zdezorientowany - Powiedziałam żebyś się zatrzymał - Dlaczego?  - Ponieważ nie będę z Tobą rozmawiać w ten sposób  - Angie daj spokój - westchnąłem - odwiozę Cię do domu  - Nie Justin powie... - Nie!  - Kurwa zatrzymaj ten cholerny samochód! - Angie straciła panowanie nad sobą - nie chce żebyś odwoził mnie do domu! Nie chce żebyś wydzierał się na mnie i pouczał więc zatrzymaj kurwa ten pieprzony samochód bo jak nie to wysiądę teraz! - byłem w szoku więc wjechałem na najbliższy parking i zatrzymałem się - Dziękuję - moja dziewczyna wypowiedziała te słowa i jak oparzona wyskoczyła z samochodu. Długo nie myśląc zrobiłem to samo 
- Angie! - krzyknąłem za nią ale nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem - Angie cholera stój! - dalej nic więc pobiegłem w jej stronę. Nie minęła chwila a już znalazłem się obok niej i kładąc rękę na jej ramieniu odwróciłem ją w swoją stronę - prosiłem żebyś poczekała - Po co? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej - jeśli masz zamiar znowu na mnie krzyczeć to wracaj do samochodu i daj mi spokój!  - Teraz to Ty krzyczysz - odpowiedziałem zaczepnie i gdyby jej wzrok mógł zabijać już byłbym martwy - proszę uspokój się  - Nie mów mi co mam robić - wysyczała przez zęby - Nie przesadzasz?  - Nie wydaje mi się - odpowiedziała - wydzierasz się po mnie i wcale nie pomagasz. Właśnie dlatego nie chciałam Ci powiedzieć. Nie chciałam krzyków, wyrzutów i... - Czy Ty słyszysz samą siebie? - zapytałem - Krzyki, wyrzuty? Nie poznaję Cię Angie... - Zostaw mnie Justin - powiedziała i odeszła a ją nie mogłem i nie chciałem iść za nią. Patrzyłem jak odchodzi ale nie ruszyłem się z miejsca. Zniknęła mi z oczu więc odwróciłem się i ruszyłem w stronę samochodu. Dalej byłem w szoku. Dalej nie mogłem uwierzyć, że mi nie powiedziała. Dalej nie mogłem uwierzyć, że ukrywała to ponieważ bała się, że ją zostawię. Jak mogła? Szybko znalazłem się przy pojeździe. Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Stałem chwilę i wsiadłem. Wygodnie usadowiłem się w fotelu i zamknąłem drzwi, oparłem się o fotel i zamknąłem oczy. Z miejsca zobaczyłem przerażoną twarz Angie gdy Jess wypowiedziała słowo dzidziuś a ja zadałem proste pytanie - Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Kurwa! - zacząłem uderzać w kierownicę i krzyczeć. Byłem bezsilny i zastanawiałem się z jakiego powodu. To dlatego, że mi nie powiedziała czy dlatego, że zareagowałem za ostro? - Justin jesteś pierdolonym kretynem - powiedziałem sam do siebie i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. Wybrałem numer Angie ale okazało się, że jest wyłączony - pięknie kurwa! - czułem jak w środku cały chodzę. Westchnąłem i wybrałem numer Gary'ego. Nie musiałem długo czekać aż odbierze - Hallo? - Masz piwo w lodówce? - Justin stało się coś? - wywróciłem oczami ponieważ ten chłopak miał jakiś czujnik i wiedział kiedy coś się dzieje - Nic - starałem się brzmieć przekonująco - nie mogę mieć ochoty napić się z Tobą piwa? - Jasne - westchnął - ale dlaczego kłamiesz? - Nie kłamię - wiedziałem, że nie uwierzył - Justin kłamiesz - Dlaczego tak sądzisz? - Pomyślmy - przerwał na chwilę - może dlatego, że przed chwilą Angie dzwoniła do Van i płakała? - Angie płakała? - kurwa zdecydowanie jestem pierdolonym kretynem - Tak - Kurwa! - Powiesz mi co się stało? - Będę ojcem - powiedziałem bez owijania w bawełnę - Czyli powiedziała Ci - westchnął - tak myślałem - Wiedziałeś? - byłem szczerze zdziwiony - Tak, Van mi powiedziała - Dlaczego mi kurwa nie powiedziałeś?! - Uspokój się chłopie! - Gary krzyknął - nie uważasz, że to nie ja powinienem poinformować Cię o tym, że zostaniesz ojcem? - miał racje - Przepraszam - Dlaczego Angie płakała? - Naskoczyłem na nią - westchnąłem - Jesteś idiotą - mój przyjaciel stwierdził rzeczowo - Wiem - Przyjedź. Piwo czeka - Dzięki stary - Nie dziękuj tylko zastanów się jak przeprosić Angie gdy będziesz do mnie jechać bo jeśli to spierdolisz stracisz najlepszą rzecz jaka przytrafiła Ci się w życiu - Za chwilę będę - powiedziałem i rozłączyłem się. Gary miał racje. Jestem idiotą i Angie to najlepsza rzecz jaką w życiu dostałem. Tylko jak do cholery mam ją przeprosić? Gdybym był na jej miejscu długo nie chciałbym ze sobą rozmawiać...



***



Siedziałem na łóżku swojego przyjaciela, popijałem piwo i bezmyślnie wpatrywałem się w telewizor. Moje myśli zaprzątała teraz Angie i sposób w jaki mam ją przeprosić. Zdałem sobie również sprawę, że zdenerwowałem ją a ona w tym stanie nie może się denerwować. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że jestem kretynem... Jak miałem inaczej zareagować? Kobieta którą kocham i która nosi moje dziecko ukrywała ten fakt przede mną i gdyby nie Jess tylko Bóg wie ile musiałbym czekać żeby się dowiedzieć. Boże będę miał dziecko! Uśmiechnąłem się sam do siebie - Justin co jest? - z zamyślenia wyrwał mnie Gary - Stary będę miał dziecko - zaśmiałem się - kurwa będę miał dziecko! - To już wiem Justin - tym razem to on się zaśmiał - ale co o tym sądzisz? - Jestem z siebie dumny - Dumny?

- Tak ponieważ to od początku do końca moje dzieło
- Tylko Twoje? - znowu się zaśmiał - a Angie nie miała w tym udziału?
- Dobra stary wiesz o co mi chodzi - szturchnąłem go - wyobrażasz sobie tą małą istotkę na moich rękach? - uniosłem ręce do góry - pewnie będę się na początku bał się wziąć je na ręce - Nie przesadzaj - Poważnie stary - spojrzałem na niego - przecież dzieci są takie kruche - Istnieje nadzieja, że nabierzesz wprawy przy dziecku Jazzy - Taaaaaa - podrapałem się po karku - mam nadzieję, że to będzie chłopak - A czemu nie dziewczyna? - Wiesz chłopak jako starszy brat będzie bronić młodszej siostry - Justin czy Ty już planujesz kolejne dziecko? - Możliwe - zaśmiałem się - zawsze chciałem mieć dwójkę dzieci

- Wiem - tym razem to on mnie szturchnął - i nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego. Ja będę miał góra jedno i to będzie córka
- Nie wierzę - pokiwałem głową
- Dobra a teraz poważnie - spojrzał na mnie uważnie - jak przeprosisz Angie?
- Nie mam pojęcia
- Musisz coś wymyślić chłopie

- Serio? - spojrzałem na niego zirytowany - od kiedy jesteś takim geniuszem?!
- Justin nie wyżywaj się na mnie. To nie ja zawiniłem - pokiwał głową - to Ty wyskoczyłeś na swoją ciężarną dziewczynę chwilę po tym jak dowiedziałeś się, że zostaniesz ojcem. Jak mogłeś tak zareagować? Nie wiesz ile razy chciała Ci powiedzieć ale zawsze coś jej w tym przeszkodziło. Nie zdajesz sobie sprawy jak Angie to wszystko przezywała i ni...
- A Ty zdajesz sobie z tego sprawę? - przerwałem mu - Cóż zdaję - co? co on pierdoli? - rozmawiałem z nią jak się dowiedziałem - Kiedy? - Wtedy na kolacji - przyznał szczerze - wtedy kiedy wyszliśmy do kuchni chwilę przed tym jak... sam wiesz... wbiegła do toalety. Poprosiłem ją wtedy żeby nie mówiła Ci tego przy wszystkich ale na osobności i wiesz co mi powiedziała? - milczałem więc Gary wziął to za pozwolenie mówienia dalej - Powiedziała, ze cholernie boi się Twojej reakcji
- Bała sie mojej reakcji? - pokiwałem głową - Nie rozumiem dlaczego
- Nie wiem Justin
- Co ja mam teraz zrobić?
- Przeprosić ją - tak łatwo powiedzieć trudniej wykonać


Angie's POV


Siedziałam z Van na moim łóżku i zastanawiałam się czy mam zadzwonić do Justina. Może za ostro zareagowałam? W sumie jak miałam zareagować? Justin musi zrozumieć, że powiedzenie mu o dziecku wcale nie było takie łatwe! Bałam się jego reakcji i bałam się tego, że mnie zostawi! Przecież jesteśmy młodzi a dziecko to spora odpowiedzialność i radykalna zmiana życia. Nie wiedziałam czy Justin będzie miał ochotę zmienić swoje życie...
- Angie Jess na prawdę myślała, że coś tym wskóra? - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - ale irytuje mnie to, że ciągle wpierdala się w moje życie. Jak Justin mógł się z nią zadawać?
- Wiesz Jess jest przyjaciółką Jazzy
- Wiem - spojrzałam na swoje dłonie - zabolała mnie jego reakcja
- Nie chce go bronić ale Angie czego się spodziewałaś? Ukrywałaś przed nim fakt, że będziecie mieli dziecko
- Wiem - przeczesałam palcami swoje włosy
- Moim zdaniem i tak nie zareagował tak źle - spojrzałam na nią i już miałam coś powiedzieć ale usłyszałam dzwoniący telefon. Podniosłam go i spojrzałam na ekran
- To Justin
- Odbierz -Van musiała zauważyć moje zawahanie. Spojrzałam na nią i przejechałam kciukiem po ekranie
- Przepraszam - usłyszałam gdy przyłożyłam urządzenie do ucha - zachowałem się jak dupek
- Ostatnio często Ci sie to zdarza - powiedziałam szczerze
- Wiem - pomiędzy nami zapanowała cisza - mogę przyjechać? Musimy porozmawiać
- Przyjedź - odpowiedziałam po chwili wahania i rozłączyłam się - Justin tu jedzie - spojrzałam na Van
- Cóż w takim razie ja juz się zbieram
- Nie! - złapałam ja za nadgarstek - proszę zostań
- Angie nie sadzisz, że tą rozmowę powinnaś odbyć z Justinem w cztery oczy? - zapytała i włożyła nacisk na słowa "w cztery oczy" - Tak - przyznałam - boje się - dodałam po chwili
- Czego?
- Tej rozmowy - poczułam łzy w oczach - boje się jej wyniku
- Ej mała - przytuliła mnie - Justin Cię kocha i nie masz czego się obawiać! Jesteście sobie przeznaczeni i on nie ucieknie
- Dziękuję - odpowiedziałam i wtuliłam się w przyjaciółkę


***


Usłyszałam pukanie do drzwi więc usiadłam na łóżku i wzięłam w dłoń poduszkę po czym wtuliłam się w nią. Może to śmieszne ale dodała mi trochę odwagi
- Proszę! - krzyknęłam i intensywnie wpatrywałam się w drzwi. Po chwili stanął w nich Justin. Wyglądał kiepsko ale i tak był piękny. Dalej wyglądał jak anioł. Spojrzał na mnie i wplatając palce we włosy pociągnął za ich końce co oznaczało, że również się denerwuje. Ucieszyłam się, że nie tylko mnie zjadają nerwy
- Przepraszam - odezwał się w końcu
- Już przepraszałeś - odpowiedziałam sucho
- Tak ale moim zdaniem raz nie wystarczy - nie odezwałam się więc Justin postanowił mówić dalej - źle zareagowałem. W Twoim stanie nie powinnaś się denerwować a ja sprawiłem, że się zdenerwowałaś. Nie powinienem podnosić głosu, nie powinienem Cię winić za to, że tyle zwlekałaś z powiedzeniem mi - co?! Czy ja dobrze kurwa słyszałam?! Przecież moja wina jest oczywista! - ale musisz zrozumieć, że cholernie zabolało mnie to co pomyślałaś.Uwarzałaś, że mógłbym uciec i was zostawić. Cholera Angie ja nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie i kurwa już kocham to dziecko - poczułam łzy spływające po moich policzkach - będę z...
- Obiecaj mi, że zostaniesz z nami na zawsze - przerwałam mu
- Co?
- Obiecaj Justin - w moim głosie usłyszałam determinację. Justin w końcu ruszył się z miejsca i podszedł do łóżka. Zatrzymał się i spojrzał na mnie - Justin... - usiadł obok mnie i zmusił do spojrzenia mu w oczy
- Nigdzie się nie wybieram - pogładził kciukiem mój policzek - zostanę z Tobą i z dzieckiem do końca świata i jeden dzień dłużej - nie mogłam się powstrzymać więc złączyłam nasze usta. Poczułam jak Justin się uśmiechnął i oddał pocałunek. Było w nim tyle uczuć, że zostałam nimi zaskoczona - Kocham Cię - powiedział gdy odsunął się ode mnie
- Wiem - cmoknęłam jego usta - też Cię kocham - Justin uśmiechnął się i odsłonił mój brzuch
- Ciebie maleństwo też kocham - powiedział i zaczął składać na nim lekkie pocałunki na co zachichotałam. Poczułam ulgę z powodu jego obietnicy i naszego pogodzenia się. Nie lubiłam a wręcz nie nienawidziłam gdy się kłóciliśmy! Usłyszałam dźwięk który zapowiadał, że dostałam wiadomość. Chciałam się podnieść ale Justin mi nie pozwolił
- Justin muszę to odczytać
- Nie musisz - powiedział po czym nachylił się nade mną co spowodowało, że lleżałam na plecach
- To może być tata - odpowiedziałam - odkąd dowiedział się, że będzie dziadkiem pisze co godzinę
- To on wie? - zapytał i położył się obok mnie
- Dowiedział się przypadkiem - odpowiedziałam, wstałam i podeszłam do szafki gdzie leżał telefon. Wzięłam do do ręki i odblokowałam. Nacisnęłam na kopertę i to co zobaczyłam sprawiło, że poczułam jak serce przestaje mi bic

*OD NIEZNANY*
Jess nie kłamała. Jesteś zakładem. Twój idealny chłopak założył się z nią, że w miesiąc będziesz jego i jak widać wygrał. Obudź się zanim będzie za późno!

Poczułam jak grunt pod nogami mi sie osuwa a przed oczami robi sie ciemno
- Angie! - usłyszałam głos Justina i po chwili pochłonęła mnie ciemność...


----------
I jest juz nowy rozdział! Miał pojawić sie wcześniej ale miałam małe problemy techniczne! I co myślicie? Jak odnosicie sie do reakcji Justina? I jak myślicie co dalej z Angie? Jezu mamy juz ponad 8 tysięcy wyświetleń! Dziękujemy!
MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy XXIV rozdziale! ;)

- Pati