Angie's POV
- Gary...gdzie jesteś ? - zaczęłam chodzić w kółko i
nabierałam głęboko powietrze żeby się uspokoić. Usłyszałam podjeżdżający
samochód i jak na zawołanie odwróciłam się w stronę auta. Światła samochodu
oślepiły mnie na tyle, że nie mogłam rozpoznać osoby, która wyszła z pojazdu.
Zamykając za sobą drzwi nieznana mi postać powoli podeszła do mnie i po chwili zorientowałam
się, że to Gary.
- Nic Ci nie jest? - pocieszającym gestem pocierał moje ramię przyglądając mi się uważnie. Pokiwałam przecząco głową i popatrzyłam się na niego - Idź do mojego samochodu - Nic nie odpowiedziałam tylko bez żadnego zastanowienia posłuchałam jego polecenia. Usiadłam na miejscu pasażera a po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Patrzyłam się jak Justin zaczyna bić Mike'a a Gary bez skutku próbuje go uspokoić. W pewnym momencie Justin zamachnął się ale nie uderzył Mike tylko Gary'ego, a ja nawet nie wiem kiedy wyszłam z samochodu i pobiegłam w ich stronę.
- Justin! - wydarłam się z desperacją w głosie. - Justin co ty robisz ?! To twój przyjaciel ! Jak możesz uderzyć własnego przyjaciela ?!
- Angie wszystko okey - Gary próbował mnie uspokoić ale to na nic
- Justin. Marsz do domu. Gary ty też – nic - Już! - Gary widział, że nie żartuje więc wolał wykonać moje polecenia a po krótkim czasie Justin również. Szłam za nimi licząc do 10 nabierając powietrza żeby pozbyć się gniewu i być spokojną
- A ty gdzie ? - zapytałam się Justina - Do samochodu?
- Nic Ci nie jest? - pocieszającym gestem pocierał moje ramię przyglądając mi się uważnie. Pokiwałam przecząco głową i popatrzyłam się na niego - Idź do mojego samochodu - Nic nie odpowiedziałam tylko bez żadnego zastanowienia posłuchałam jego polecenia. Usiadłam na miejscu pasażera a po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Patrzyłam się jak Justin zaczyna bić Mike'a a Gary bez skutku próbuje go uspokoić. W pewnym momencie Justin zamachnął się ale nie uderzył Mike tylko Gary'ego, a ja nawet nie wiem kiedy wyszłam z samochodu i pobiegłam w ich stronę.
- Justin! - wydarłam się z desperacją w głosie. - Justin co ty robisz ?! To twój przyjaciel ! Jak możesz uderzyć własnego przyjaciela ?!
- Angie wszystko okey - Gary próbował mnie uspokoić ale to na nic
- Justin. Marsz do domu. Gary ty też – nic - Już! - Gary widział, że nie żartuje więc wolał wykonać moje polecenia a po krótkim czasie Justin również. Szłam za nimi licząc do 10 nabierając powietrza żeby pozbyć się gniewu i być spokojną
- A ty gdzie ? - zapytałam się Justina - Do samochodu?
- Po co?
- Muszę się uspokoić
- Nie – powiedziałam tonem który nie znosił sprzeciwu – idziesz do domu
- Angie
- Nie Justin – w moich oczach zebrały się łzy – do cholery jasnej posłuchaj mnie chociaż raz – nic nie mówiąc wyminął mnie i wszedł do domu. Spojrzałam na Mike’a i podeszłam do niego – wszystko w porządku?
- Ujdzie – podniósł się – przepraszam
- Po prostu daj już nam spokój – powiedziałam i odwracając się ruszyłam do drzwi wejściowych
- Muszę się uspokoić
- Nie – powiedziałam tonem który nie znosił sprzeciwu – idziesz do domu
- Angie
- Nie Justin – w moich oczach zebrały się łzy – do cholery jasnej posłuchaj mnie chociaż raz – nic nie mówiąc wyminął mnie i wszedł do domu. Spojrzałam na Mike’a i podeszłam do niego – wszystko w porządku?
- Ujdzie – podniósł się – przepraszam
- Po prostu daj już nam spokój – powiedziałam i odwracając się ruszyłam do drzwi wejściowych
***
- Przeroś Gary'ego za to, że go uderzyłeś. I lepiej nie każ
mi się powtarzać – słowa skierowane były do mojego narzeczonego. Mój ton był
surowy ale się tym nie przejmowałam. Miał wiedzieć, że nie żartuje i żeby
lepiej mnie posłuchał. No i tak zrobił.
- Sory stary. Poniosło mnie. - przybili z Garym piątkę i przytulili się po bratersku.
- Nic się nie stało – Gary odpowiedział – ale następnym razem też Ci przypierdole
- Nie będzie następnego razu – wtrąciłam się w ich wymianę zdań. Oboje spojrzeli na mnie
- Dobra widzę, że musicie porozmawiać – Gary spojrzał na Justina – zabiorę Mike’a do domu
- Dobrze – posłałam mu ciepły uśmiech i chłopak zniknął za drzwiami. Między mną a Justinem zapanowała niezręczna cisza.
- Co to miało znaczyć ? – przerwałam ją w końcu
- Przepraszam ? - popatrzyłam na Justina jakby miał 5 głów
- Nie przepraszaj tylko odpowiedz na moje pytanie - cisza - Nie pozwolę siebie tak traktować Justin – weszłam do salonu, chłopak zrobił dokładnie to samo - Nie będziesz mnie pouczał wtedy kiedy wiesz, że się źle zachowałeś. Jeżeli Ci to przeszkadza możemy zerwać zaręczyny i raz na zawsze zapomnieć o sobie
- Nie mów takich rzeczy. Dobrze wiesz, że Cię kocham. Do cholery Angie co się z Tobą dzieje ?!
- Co się ze mną dzieje?! Kurwa Justin! Chcesz rzucić szkołę! Nie odpowiada Ci to, że jestem w ciąży! Nagle zaczęłam Ci przeszkadzać. Czuję się jakbym była gównem w Twoim życiu
- Oddaj pierścionek - powiedział chłodno a ja ze łzami w oczach zrobiłam tak jak mi powiedział - Żegnaj Justin - wyszłam z salonu i skierowałam się w stronę drzwi. Poczułam jak ktoś mnie odwraca. Popatrzyłam na Justina a on patrzył się na mnie
- Dlaczego go oddałaś?
- Bo chciałeś - nie wiedziałam o co mu chodzi
- Ale dlaczego od razu mi go oddałaś ?
- Bo mnie nie kochasz - Justin patrzył się na mnie jakby zaraz miał oszaleć
- Dlaczego wątpisz w moje uczucia?
- Bo mnie okłamujesz – milczał - powiedziałeś, że to nie prawda z tym zakładem a jednak gdyby tak było to by się ten temat tak długo ni ciągnął
- Odejdziesz?
- Czy ten pieprzony zakład jest prawdą?! – krzyknęłam
- Tak – powiedział po chwili milczenia – ale to była na początku
- Jak mogłeś mi to zrobić? – zapytałam szeptem – przez ten cały czas byłam dla Ciebie zabawką
- Nigdy nie byłaś zabawką – westchnął – tak naprawdę ten zakład dodał mi odwagi
- Co?
- Pokochałem Cię już w pierwszym dniu kiedy Cię zobaczyłem ale bałem się Twojego odrzucenia – wpatrywał się w moją twarz intensywnie – wtedy traktowałaś mnie z góry
- Justin ja…
- Nie Angie – przerwał – wiem jaki wtedy byłem i wiem, że ten zakład nie był fair ale popchnął mnie w Twoje ramiona. Gdyby nie on nie miałbym odwagi by zacząć to wszystko – stałam tam i wpatrywałam się w jego twarz – Odejdziesz? – zapytał cicho
- Nie
- Kochasz mnie?
- Tak
- Nienawidzisz mnie?
- Nie
- Jesteś zła?
- Trochę
- Angie...?
- Tak?
- Zostaniesz moją żoną?
- Tak - Justin nachylił się i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. To było dziwne. Dowiedziałam się prawdy o zakładzie a jednak mu wybaczyłam i na nowo mu zaufałam. No cóż. Całe moje życie jest dziwne.
- Sory stary. Poniosło mnie. - przybili z Garym piątkę i przytulili się po bratersku.
- Nic się nie stało – Gary odpowiedział – ale następnym razem też Ci przypierdole
- Nie będzie następnego razu – wtrąciłam się w ich wymianę zdań. Oboje spojrzeli na mnie
- Dobra widzę, że musicie porozmawiać – Gary spojrzał na Justina – zabiorę Mike’a do domu
- Dobrze – posłałam mu ciepły uśmiech i chłopak zniknął za drzwiami. Między mną a Justinem zapanowała niezręczna cisza.
- Co to miało znaczyć ? – przerwałam ją w końcu
- Przepraszam ? - popatrzyłam na Justina jakby miał 5 głów
- Nie przepraszaj tylko odpowiedz na moje pytanie - cisza - Nie pozwolę siebie tak traktować Justin – weszłam do salonu, chłopak zrobił dokładnie to samo - Nie będziesz mnie pouczał wtedy kiedy wiesz, że się źle zachowałeś. Jeżeli Ci to przeszkadza możemy zerwać zaręczyny i raz na zawsze zapomnieć o sobie
- Nie mów takich rzeczy. Dobrze wiesz, że Cię kocham. Do cholery Angie co się z Tobą dzieje ?!
- Co się ze mną dzieje?! Kurwa Justin! Chcesz rzucić szkołę! Nie odpowiada Ci to, że jestem w ciąży! Nagle zaczęłam Ci przeszkadzać. Czuję się jakbym była gównem w Twoim życiu
- Oddaj pierścionek - powiedział chłodno a ja ze łzami w oczach zrobiłam tak jak mi powiedział - Żegnaj Justin - wyszłam z salonu i skierowałam się w stronę drzwi. Poczułam jak ktoś mnie odwraca. Popatrzyłam na Justina a on patrzył się na mnie
- Dlaczego go oddałaś?
- Bo chciałeś - nie wiedziałam o co mu chodzi
- Ale dlaczego od razu mi go oddałaś ?
- Bo mnie nie kochasz - Justin patrzył się na mnie jakby zaraz miał oszaleć
- Dlaczego wątpisz w moje uczucia?
- Bo mnie okłamujesz – milczał - powiedziałeś, że to nie prawda z tym zakładem a jednak gdyby tak było to by się ten temat tak długo ni ciągnął
- Odejdziesz?
- Czy ten pieprzony zakład jest prawdą?! – krzyknęłam
- Tak – powiedział po chwili milczenia – ale to była na początku
- Jak mogłeś mi to zrobić? – zapytałam szeptem – przez ten cały czas byłam dla Ciebie zabawką
- Nigdy nie byłaś zabawką – westchnął – tak naprawdę ten zakład dodał mi odwagi
- Co?
- Pokochałem Cię już w pierwszym dniu kiedy Cię zobaczyłem ale bałem się Twojego odrzucenia – wpatrywał się w moją twarz intensywnie – wtedy traktowałaś mnie z góry
- Justin ja…
- Nie Angie – przerwał – wiem jaki wtedy byłem i wiem, że ten zakład nie był fair ale popchnął mnie w Twoje ramiona. Gdyby nie on nie miałbym odwagi by zacząć to wszystko – stałam tam i wpatrywałam się w jego twarz – Odejdziesz? – zapytał cicho
- Nie
- Kochasz mnie?
- Tak
- Nienawidzisz mnie?
- Nie
- Jesteś zła?
- Trochę
- Angie...?
- Tak?
- Zostaniesz moją żoną?
- Tak - Justin nachylił się i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. To było dziwne. Dowiedziałam się prawdy o zakładzie a jednak mu wybaczyłam i na nowo mu zaufałam. No cóż. Całe moje życie jest dziwne.
***
Leżałam z Justinem na łóżku i się do niego przytulałam.
Bawiłam się jego palcami i rozkoszowałam chwilą. Dawno nie było mi z nim tak
dobrze.
- Nie zostawiaj szkoły. Nie poradzę sobie bez Ciebie -milczał - Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo nie wiem co robić
- Jak to nie wiesz co robić?
- Nie wiem czy mam zostawić szkołę czy nie
- Nie zostawiaj. Ja też skończę szkołę tylko, że jak zajdzie taka potrzeba to będę miała prywatne lekcje. A ty musisz skończyć szkołę i wtedy pomyślimy co dalej. Kocham Cię
- Ja Ciebie też
- Ale ja mocniej - chłopak uśmiechnął się szeroko
- Nie bo ja mocniej
- Założymy się? - Justin zaczął się śmiać i złożył na moich ustach pocałunek - Kocham Cię tak mocno, że nie zdajesz sobie nawet z tego sprawy
- A może ja kocham Cię mocniej - popatrzyłam na niego rozbawiona a on pogłaskał mnie po policzku
- Kocham Cię - Ja Ciebie też - zaczęliśmy się całować tak jak za pierwszym razem
- Nie zostawiaj szkoły. Nie poradzę sobie bez Ciebie -milczał - Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo nie wiem co robić
- Jak to nie wiesz co robić?
- Nie wiem czy mam zostawić szkołę czy nie
- Nie zostawiaj. Ja też skończę szkołę tylko, że jak zajdzie taka potrzeba to będę miała prywatne lekcje. A ty musisz skończyć szkołę i wtedy pomyślimy co dalej. Kocham Cię
- Ja Ciebie też
- Ale ja mocniej - chłopak uśmiechnął się szeroko
- Nie bo ja mocniej
- Założymy się? - Justin zaczął się śmiać i złożył na moich ustach pocałunek - Kocham Cię tak mocno, że nie zdajesz sobie nawet z tego sprawy
- A może ja kocham Cię mocniej - popatrzyłam na niego rozbawiona a on pogłaskał mnie po policzku
- Kocham Cię - Ja Ciebie też - zaczęliśmy się całować tak jak za pierwszym razem
Justin’s POV
- Angie?
- Tak?
- Chciałbym wziąć ślub 14 lutego
- Serio? - popatrzyła na mnie zaskoczona
- Noooo... było by bardzo romantycznie. Gdzie idziesz?
- Do łazienki – odpowiedziała i zamknęła drzwi a po chwili wyszła przerażona
- Co się stało? - podniosłem się i szybko do niej podszedłem
- Nie wiem. Musimy jechać do szpitala bo nie wydaje mi się, że jak się jest w ciąży to się miesiączkuje
- Co? – zapytałem ale nie uzyskałem odpowiedzi. Angie zgięła się w pół i zasyczała z bólu – co się dzieje? – czułem jak moje przerażenie rośnie
- Nie wiem – wzięła głęboki oddech – boje się – powiedziała a ja wziąłem ja na ręce i skierowałem się w stronę drzwi – za chwilę będziemy w szpitalu – pocałowałem jej czoło i nabrałem powietrza – wszystko będzie dobrze – starałem się zapewnić ją i siebie
- Tak?
- Chciałbym wziąć ślub 14 lutego
- Serio? - popatrzyła na mnie zaskoczona
- Noooo... było by bardzo romantycznie. Gdzie idziesz?
- Do łazienki – odpowiedziała i zamknęła drzwi a po chwili wyszła przerażona
- Co się stało? - podniosłem się i szybko do niej podszedłem
- Nie wiem. Musimy jechać do szpitala bo nie wydaje mi się, że jak się jest w ciąży to się miesiączkuje
- Co? – zapytałem ale nie uzyskałem odpowiedzi. Angie zgięła się w pół i zasyczała z bólu – co się dzieje? – czułem jak moje przerażenie rośnie
- Nie wiem – wzięła głęboki oddech – boje się – powiedziała a ja wziąłem ja na ręce i skierowałem się w stronę drzwi – za chwilę będziemy w szpitalu – pocałowałem jej czoło i nabrałem powietrza – wszystko będzie dobrze – starałem się zapewnić ją i siebie
***
Trzymałem dziewczynę mocno za rękę kiedy lekarz ją badał
- No i jak ? - zapytała niepewnie
- No cóż... przykro mi
- Dlaczego?
- Poroniła pani
- Co zrobiłam?! - zapytała przerażona a ja próbowałem przekalkulować to co powiedział lekarz
- Straciła pani dziecko - poczułem się jakbym dostał w twarz. Popatrzyłem się na Angie, która wyglądała pewnie tak samo jak ja. Nachyliłem się i mocno ja przytuliłem - Przepraszam Angie. To moja wina...
- Nie nie Twoja...- dziewczyna wybuchła płaczem – to nie może być prawda – krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie – ja chcę tego dziecka! – przytuliłem ją i pozwalałem płakać w moich ramionach
- To moja wina – przycisnąłem ją do siebie mocniej
- Nie prawda Justin – zacisnęła ręce na mojej koszulce – to nie może być prawda
- Angie – prosiłem błagalnym tonem
- Moje maleństwo – szlochała w moich ramionach – to moja wina
- Za dużo się denerwowałaś... wiele przeszłaś. Musisz teraz dużo odpoczywać
- Dlaczego?
- Panie doktorze może pan nas na chwile zostawić samych - poprosiłem
- Jasne
- Dziękuje
- Justin...j-ja przepraszam
- Cii...Angie. Nie masz za co przepraszać
- Maaam...tak bardzo chciałeś tego dziecka. A ja je zaniedbałam
- Angie... na prawdę to nie Twoja wina. To prawda chciałem tego dziecka i jest mi smutno, że go nie będziemy mieć ale... jesteśmy tylko ludźmi. Nie jestem na Ciebie zły ani nie mam do Ciebie pretensji. Mogło być gorzej. Mogłem stracić również Ciebie
- Ale ja kochałam to dziecko. Moje maleństwo! Było takie malutkie! Mieliśmy stworzyć rodzinę!
- Stworzymy... tylko w swoim czasie kochanie. - mój głos również się załamał i mocno ją przytuliłem.
- No i jak ? - zapytała niepewnie
- No cóż... przykro mi
- Dlaczego?
- Poroniła pani
- Co zrobiłam?! - zapytała przerażona a ja próbowałem przekalkulować to co powiedział lekarz
- Straciła pani dziecko - poczułem się jakbym dostał w twarz. Popatrzyłem się na Angie, która wyglądała pewnie tak samo jak ja. Nachyliłem się i mocno ja przytuliłem - Przepraszam Angie. To moja wina...
- Nie nie Twoja...- dziewczyna wybuchła płaczem – to nie może być prawda – krzyknęła i odepchnęła mnie od siebie – ja chcę tego dziecka! – przytuliłem ją i pozwalałem płakać w moich ramionach
- To moja wina – przycisnąłem ją do siebie mocniej
- Nie prawda Justin – zacisnęła ręce na mojej koszulce – to nie może być prawda
- Angie – prosiłem błagalnym tonem
- Moje maleństwo – szlochała w moich ramionach – to moja wina
- Za dużo się denerwowałaś... wiele przeszłaś. Musisz teraz dużo odpoczywać
- Dlaczego?
- Panie doktorze może pan nas na chwile zostawić samych - poprosiłem
- Jasne
- Dziękuje
- Justin...j-ja przepraszam
- Cii...Angie. Nie masz za co przepraszać
- Maaam...tak bardzo chciałeś tego dziecka. A ja je zaniedbałam
- Angie... na prawdę to nie Twoja wina. To prawda chciałem tego dziecka i jest mi smutno, że go nie będziemy mieć ale... jesteśmy tylko ludźmi. Nie jestem na Ciebie zły ani nie mam do Ciebie pretensji. Mogło być gorzej. Mogłem stracić również Ciebie
- Ale ja kochałam to dziecko. Moje maleństwo! Było takie malutkie! Mieliśmy stworzyć rodzinę!
- Stworzymy... tylko w swoim czasie kochanie. - mój głos również się załamał i mocno ją przytuliłem.
----------
Cześć miśki. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Mam nadzieję, że watro było.
Ja podoba się wam rozdział? Znowu mamy dramę! Komantujcie rozdział ponieważ wasza opinia jest bardzo ważna. Dziękujemy za ponad 14 tysięcy wejść. Jesteście wspaniali
MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 29 rozdziale! ;)