Justin's POV
- To nie możliwe - powiedziałem i pokiwałem głową. Przede mną stała matka mojej narzeczonej która jest... martwa. Poczułem jak moje ciało się spina
- Justin co się dzieje? - zapytał Gary. Spojrzałem na niego. Wyglądał jakby zobaczył ducha
- Nie wiem - odpowiedziałem i ponownie spojrzałem na kobietę. Wszyscy byliśmy cicho a ja i ona wpatrywaliśmy się w siebie
- Skąd wiesz kim jestem? - kobieta podeszła bliżej
- Angie jest bardzo podobna do Pani
- Skąd znasz moją córkę? - poczułem jak schodzi ze mnie powietrze. Wszystko wskazywało na to, że nie słyszała naszej rozmowy
- Jestem jej chło... narzeczonym - poprawiłem się
- Narzeczonym? Przecież ona ma dopiero...
- Osiemnaście lat - dokończyłem za nią - tak jest młoda ale przyjęła moje oświadczyny
- Boże tyle mnie ominęło - pokiwała głową i usiadła przy stole którym siedziałem razem z moim przyjacielem. Zajęła miejsce naprzeciw mnie
- Co pani tu robi? - zapytałem ostrożnie - przecież Pani zgin...
- Nie do końca - posłała mi blady uśmiech - musiałam chronić rodzinę więc tak było najlepiej. Teraz wróciłam żeby ich odzyskać - nie wiedziałem co powiedzieć. Dlaczego musiała się ukrywać? Dlaczego wróciła własnie teraz? Czy tata Angeli wiedział o wszystkim? W głowie miałem teraz wiele pytań - opowiesz mi coś o mojej córce?
- Nie wiem czy powinienem
- Proszę - w jej oczach widziałem ból
- Skąd Pani wzięła się akurat tutaj?
- Moja mama powiedziała mi, że Angie trafiła do szpitala
- Pani mama wiedziała, że...
- Tak - pokiwała głową
- Pan Robson też wie?
- Zadajesz dużo pytań chłopcze - uśmiechnęła się - ale w porządku. Nie mój mąż myśli, że zginęłam w wypadku samochodowym. Ty musisz być Justin - zaskoczyła mnie
- Tak - kiwnąłem głową
- Więc jesteś też ojcem dziecka mojej córki
- Skąd... - potrząsnąłem głową - pewnie wie to Pani od mamy. Tak to ja jestem ojcem
- Wydajesz się być porządnym chłopakiem. Czy z nią i dzieckiem wszystko dobrze?
- Tak
- Co się dokładnie stało? - w oczach kobiety widziałem troskę
- Angie straciła przytomność co prawdopodobnie było spowodowane nerwami - no jasne, że było. Powiedziałem to do siebie w duchu
- To nie dobrze - pokiwała głową - powinna się teraz oszczędzać - zamilkła na chwilę - cieszę się, że postanowiłeś wziąć odpowiedzialność i nie uciekłeś - uśmiechnęła się ponownie
- Nigdy nie miałem zamiaru uciekać - powiedziałem trochę urażony
- To dobrze - kiwnęła głową - słuchaj ja...
- Dominic? - kobieta chciała coś powiedzieć ale przerwał jej męski głos. Doskonale wiedziałem do kogo należy
- Robie? - matka Angeli wstała i zaczęła kierować się w stronę ojca dziewczyny
- Nie mów tak do mnie - mężczyzna cofnął się. Był w szoku - mówiła do mnie tak tylko moja żona ale zginęła w wypadku dziesięć lat temu
- Robie to ja - pan Robson spojrzał na mnie ale ja tylko stałem. Nie wiedziałem co mam zrobić
- To nie może być prawda - zamknął powieki - przez dziesięć lat Cię opłakuję - otworzył oczy i spojrzał na kobietę stojącą przed nim - dlaczego? Dominic cholera dlaczego?
- Przepraszam - kobieta wyszeptała przeprosiny - musiałam was chronić a to było jedyne rozwiązanie - wzrok taty Angie stał się pusty i szczerze mówiąc to było przerażające. Chciałem mu teraz pomóc ale nie wiedziałem jak
- Justin idź do Angeli i powiedz jej, że przyjdę za jakąś godzinę - kiwnąłem głową i klepiąc Gary'ego w ramię dałem mu znak, że ma iść ze mną
- Potrzebuje Pan czegoś? - zapytałem gdy znalazłem się obok niego
- Obudzić się z tego koszmaru
- Rob... - mężczyzna podniósł rękę i uciszył kobietę
- Muszę tylko porozmawiać z tą kobietą. Nie mów Angie o jej wizycie
- Dobrze - powiedziałem i ruszyłem w stronę sali mojej ukochanej
- Mam prawo zobaczyć moja córkę - usłyszałem głos kobiety gdy odchodziłem
- Prawo? Nie bądź śmieszna. To Ty zdecydowałaś, że znikniesz z jej i mojego życia... - dalej nie słyszałem już nic. W duchu podziękowałem Bogu, że ojciec Angeli postanowił trzymać teraz jej matkę z dala
- Nie możesz teraz powiedzieć Angie o zakładzie. Musisz teraz okazać jej dużo miłości i zrozumienia. Matka Twojej dziewczyny własnie zmartwychwstała - spojrzałem na mojego przyjaciela. Miał rację
- Wiem - podrapałem się po karku - jej matka wybrała chujowy moment na zmartwychwstanie - stanęliśmy przed drzwiami pokoju Angie. Oboje wzięliśmy głębokie oddechy i weszliśmy do środka
Obudziłem się na dźwięk telefonu. Po omacku znalazłem go i przyłożyłem do ucha nie sprawdzając kto dzwoni
- Hallo? - zapytałem i przetarłem twarz dłonią
- Justin dzisiaj mnie wypisują
- Co? Wypisują? Skąd?
- Śpisz jeszcze czy mi się wydaje? - usłyszałem śmiech który pieścił moje uszy - Justin obudź się. To ja Angie
- Angie? Ale przecież Angie teraz śpi obok mnie - przejechałem ręką po miejscu obok ale zastałem je puste
- Nie Justin ja teraz jestem w szpitalu i za jakieś dwie godziny mnie wypisują - mój mózg powoli zaczął przyswajać informacje - tata nie może po mnie przyje...
- Boże Angie przepraszam! - krzyknąłem do telefonu zdając sobie sprawę, że bredziłem jak popierdolony
- Hahahahah Justin nic się nie stało - dziewczyna śmiała się na całego - przyjedziesz po mnie?
- Jasne - uśmiechnąłem się - będę za godzinę
- Dziękuję
- Kocham Cię
- Wiem - powiedziała i rozłączyła się. Dlaczego tak jak zwykle nie odpowiedziała "nie bardziej niż ja" lub coś w tym stylu? Odgoniłem od siebie to dziwne uczucie i zeskakując z łóżka ruszyłem w stronę łazienki.
Angie's POV
Siedziałam na łóżku i czekałam na Justina. Zastanawiałam się czy zaręczyny to była dobra decyzja. Przecież jesteśmy tacy młodzi. Westchnęłam, zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Poczułam jak moje ciało odpręża się. Odetchnełam głęboko i podniosłam powieki. Przede mną stał Justin
- Cześć skarbie - musnął moje usta a ja mimowolnie się uśmiechnełam
- Cześć
- Gotowa?
- Tak - kiwnęłam głową
- Idziemy? - przewróciłam oczami. Justin był dzisiaj bardzo rozmowny
- Tak - powiedziałam i wstałam z łóżka. Złapałam za kurtkę i włożyłam ją na siebie. Justin stał i przyglądał mi się - Stało się coś?
- Nie tylko... - urwał w połowie zdania
- Tylko co? - skrzyzowałam ręce na piersi
- Widac już zaokrąglenie na Twoim brzuchu
- Co? - spojrzałam w dół i faktycznie widziałam małą wypkłość. Pogłaskałm ją dłońmi i usmichnełam się. Coraz bardziej kocham dziecko które we mnie rośnie. Dziecko moje i Justina. Poczułam jak ktoś podchodzi do mnie i obejmuje. Spojrzałam w górę i spotkałam oczy mojego ukochanego
- Kocham was - wyszeptał mi w usta i pochwili złączy je ze swoimi. W tym momencie wszystkie moje wątpliwosci się rozwiały. Kocham tago chłopaka i chcę się z nim zestarzeć - chodź wracamy do domu - Justin zabrał moją torbę i splatając nasze palce wyprowadził mnie z pokoju w którym spędziłam tydzień mojego zycia - Postanowiłem, że pójde do pracy - zaskoczył mnie tym
- Do pracy?
- Tak - zaśmiał się - ktoś musi utrzymać nasze dziecko
- Ale co ze szkołą Justin? Został Ci jeszcze tylko semestr
- Nic - wzruszył ramionami
- Jak to nic? - stanełam i pusciłam jego dłoń - nie możesz zrezygnować teraz ze szkoły
- Dlaczego?
- Ponieważ wykształcenie jest ważne
- Wystarczy, że jedno z nas wybiera się na studia
- Justin powiedz mi prawdę
- Jaka prawdę? - spojrzał mi w oczy
- Dlaczego chcesz rzucić szkołę i nie wymiguj się dzieckiem - spojrzałam na niego surowo - jeśli chodzi o pieniądze to przeciez rodzice obiecali, że nam pomogą
- Nie chcę nic od moich rodziców
- Jus...
- Nie Angie - pokiwał głową - podjąłem juz decyzję
- Nie uzgodniłeś tego ze mną - wyszeptałam
- Od kiedy mam uzgadnić z Toba takie rzeczy? - serio? Justin na prawde mnie o to pyta?
- Od momentu w którym jestesmy razem. Od momentu w którym okazało się, że będziemy mieli dziecko
- Dziecko wcale nie oznacza, że do końca zycia bedziemy razem - czy ja się kurwa przesłyszałam?! Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach i po chwili jedna spływa po policzku - Angie ja przep...
- Wsadź sobie te przeprosiny w dupę - wycedziłam przez zęby i wymijając Justina w ruszyłam strone wind. Poczułam jak chłopak łapie mnie za rękę i odwraca w swoja stronę
- Nie to miałem na mysli
- Ale właśnie to powiedziałeś
- Przepraszam
- Puść mnie - zarządałam ale Justin nie reagował
- Wiesz, że Cie kocham
- Od teraz mam wątpliwości - spojrzałam mu w oczy - własnie dotrało do mnie, że jestesmy razem tylko ze względu na dziecko. Wiesz co Justin ja... my - mówiąc to wolną ręką dotknęłam brzucha - wcale Cie nie potrzebujemy. Na prawdę nie jesteś nam do niczego potrzebny a teraz puść mnie - Justin będąc w szoku wykonał moją prośbę a ja korzystając z okazji wbiegłam do windy i rozpłakałam się na dobre
***
- Jesteś pewna, że tak powiedział?
- Tak Van - pociągnęłam nosem i wtuliłam się w moją poduszkę. Moje łóżko ostatnio coraz częściej jest świadkiem mojego płaczu - powiedział dokładnie "Dziecko wcale nie oznacza, że do końca zycia bedziemy razem"
- Coż przesadził ale był zdenerwowany bo naskoczyłaś na niego - nie wierzyłam, że Van mówi mi właśnie takie rzeczy
- Dlaczego za każdym razem go bronisz?
- Nie bronie go tylko trzeźwo patrzę na styuację - przyjaciółka położyła sie obok mnie i przytuliła - przesadził ale zrozum. Justin do tej pory był wolny a wiążąc się z Tobą troche tej wolności stracił. To może go przytłaczać
- A mnie nie przytałacza? - wyswobodziałam się z jej ramion i usiadłam opierając sie o wezgłowie łóżka - za jakieś 7 miesięcy zostanę matką a po skończeniu szkoły żoną. Całe moje życie się zmieni i to mnie nie przytłacza? To zapewne Justin będzie szalał a ja będę siedzieć z dzieckiem w domu. To wszystko nie tak miało wyglądać
- Przeciez Justin ma zamiar ułatwić Ci studiowanie - westchnęła - nie rób z niego potwora
- Nie robię - wstałam i udałam sie w kierunku lazienki - ale to on sprawił, że moje życie tak bardzo sie zmieni
- Nie przesadzasz?
- Nie - odwróciłam się w stronę Van
- Przesadzasz - pokiwała głową - przypominam Ci, że do poczęcia dziecka potrzebne są dwie osoby - patrzyła na mnie surowo - wydaje mi się, że obwiniasz Justina bo tak jest łatwiej. Do cholery jasnej gdzie podziała się moja przyjaciółka?!
- Ja...
- Nie Angie - przerwała mi - zmieniłaś się i nie wiem dlaczego ale Justin jest ostatnią osobą którą możesz obwiniać o spieprzenie Ci życia. On Ci wcale go nie spieprzył ale pokazał jakie może byc wspaniałe. Przy Justinie rozkwitłaś. Poznałaś smak PRAWDZIWEGO zycia. Justin wyciągnął Cię ze złotej klatki w której żyłaś. Próbował to juz zrobić mój brat ale udało sie to dopiero Justinowi. Nie masz cholernego prawa go o to obwiniać - Van wstała z łożka i ruszyła w stronę drzwi
- Van poczekaj
- Na co? - spojrzała na mnie przez ramię a ja milczałam - tak myślałam - pokiwała głową - odezwij się jak dorosniesz - wyszła zostawiając mnie samą. Popłakałam sie i rzuciłam na łóżko. Nie mogłam uwierzyć, że Van powiedziała mi to co powiedziała ale miała troche racji. Wytarłam łzy i usiadłam na łóżku. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. To był Justin. Wpatrywałam sie w telefon i po chwili odebrałam
- Angie przepraszam
- Masz za co Justin - odezwałam się
- Wiem. Nie myślałem kiedy to mówiłem ale masz rację. Powinienem po..
- Przyjedziesz? - przerwałam mu
- Teraz?
- Tak Justin - poczułam łzy więc zamknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech - potrzebujemy Cię
- Będę za dziesięc minut
- Dobrze
- Kocham Cię
- Wiem - powiedziałam i rozłaczyłam się. Podnosłam się z łóżka i szybko wyszłam z pokoju. Zeszłam do kuchni i zabrałam sie za przygotowanie gorącej czekolady na którą mam ochotę od tygodnia. Wyciągnełam dwa kubki i wypałam do nich zawartość torebek. Wstawiłam wodę i wyszłam do lazienki żeby przemyć twarz. Gdy znalazłam sie w środku spojrzałam w lustro i przeraziłam się. Moja twarz była czerwona i zapuchnieta. Źle wyglądałam. Opłukałam twarzy zimną wodą, wytrałam ją. Związałam włosy w kucyka i wyszłam. Wchodząc do kuchni podeszłam do kuchenki, załozyłam ochronne łapki i chwytając za raczkę ściągnełam czajnik z płyty. Zalałam proszek i wymieszałam go z wodą. W momencie kiedy do mojego nosa dotarł przyjemny zapach czekolady usłyszałam dwonek do drzwi. To pewnie Justin. Podbiegłam do drzwi i natychmiast je otworzyłam. Przede mną stał Justin
- Płakałeś - stwierdziłam gdy go zobaczyłam
- Przepraszam Angie - powiedział i chwilę później juz byłam w jego rmionach - tak cholernie mi z tym źle
- Justin to ja przepraszam - powiedziałam stłumionym głosem ponieważ wtuliłam się w jego klatkę piersiową
- my cholernie Cię porzebujemy
- Wiem - Justin potarł moje plecy i pocałował w głowę
- No proszę, proszę. Problemy w raju? - słysząc ten głos odsunęłam się od Justina
- Mike co Ty tu robisz?
- Van powiedziała, że już wyszłaś więc przyniosłem Ci kwiaty - spojrzał na Justina - ale nie spodziewałem
się tu tego dupka
- Spieprzaj Mike - Justin wysyczał i ruszył w stronę chłopaka ale powstrzymałam go stając między nimi. Justin przyciągnał mnie bliżej siebie
- Mike daruj sobie - poprosiłam
- Nie przyjechałem sie tu bić Bieber - olał mnie - ale przyjechałem zobaczyć czy czasem Twoja dziewczyna nie potrzebuje mężczyzny - zanim się zorientowałam Justin puścił mnie i przyciskał Mike'a do ściany. Przełknęłam głośno gulę i wybierając numer Gary'ego przyłażyłam telefon do ucha
- Hallo?
- Gary przyjedź do mnie albo inaczej Justin zabije brata Twojej dziewczyny
- Już jadę - powiedział Gary - spróbuj uspokoić Justina za chwile będę
- Dobrze - rozłączyłam się i podeszłam do chłopaków
- Justin proszę
- Nie Angie - mój chłopak nawet na mnie nie spojrzał - ten skurwiel prosi się o obicie mordy już od dłuższego czasu
- Justin proszę - wyszeptałam ale to nie pomogło ponieważ Justin właśnie wycelował pierwszy cios w brzuch Mike'a - Justin! - krzyknełam ale on nie ragował. W duchu zaczęłam się modlić żeby Gary przyjechał jak najszybciej...
----------
Cześć miśki. Przepraszam, że musieliście tak długo czekać ale niedawno zaczęłam staż i mam straszny natłok zadań przy baaaaardzo okrojonym czasie. Mam nadzieję, że watro było czekać.
Ja podoba się wam rozdział? Znowu mamy dramę! Komantujcie rozdział ponieważ wasza opinia jest bardzo ważna. Dziękujemy za ponad 11 tysięcy wejść. Jesteście wspaniali
MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy 28 rozdziale! ;)