środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 20 - to nie tak miało być!



Angie's POV



Siedziałam w gabinecie i czekałam aż lekarz wróci z wynikami badań. Gdy zajmował się mną i podczas przeprowadzania badania lekarskiego dziwnie na mnie patrzył. Wydaje mi się, że już po samej rozmowie wystawił diagnozę ale chciał się upewnić. Czekanie na niego bardzo się dłużyło. Wyciągnełam telefon i wybrałam numer Justina. Powinien wiedzieć gdzie jestem. Nie musiałam czekać długo aż odbierze - Hallo - usłyszałam zaspany głos mojego chłopaka - Cześć łobuzie - mówiąc to ponownie się uśmiechnęłam - Angie? Stało się coś? - uhmmm nie to znaczy tak - potarłam dłonią po karku - jestem w szpitalu - Co? - po zaspanym głosie Justina nie było już śladu - Angie co się do cholery stało? - To nic poważnego - miałam taką nadzieję - problemy z żołądkiem - Jadę do Ciebie - słyszałam jak wyskoczył z łóżka - Nie musisz - Muszę - wywróciłam oczami - będę za 10 minut - Jestem na izbie przyjęć - mogłam jednak nie dzwonić do niego - szukaj mojego taty - Dobrze. Kocham Cię - Wiem Justin - uśmiechnęłam się - do zobaczenia. Kocham Cię - rozłączyłam się i w tym momencie usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka. Odwróciłam się w stronę drzwi i poczułam ulgę gdy zobaczyłam, że to lekarz. Patrzył na mnie z uśmiechem a ja czekałam aż w końcu się odezwie. Ta chwila trwała wiecznie - Tak jak myślałem jesteś zdrowa - poczułam ulgę - ale to nie wszystko - mam dla Ciebie wspaniałe wieści - Tak? - przełknęłam głośno kulę która zaczęła tworzyć się w moim gardle - Usiądź - lekarz wskazał krzesło a ja wykonałam jego polecenie. Sam usiadł naprzeciw mnie - Wiedziałem co Ci jest już po naszej rozmowie ale musiałem się upewnić. Jesteś bardzo młoda i zawsze istnieje ryzyko pomyłki... - Panie doktorze proszę - Angelo jesteś w ciąży stąd te mdłości ale to tylko... - patrzyłam na człowieka który siedział przede mną. Widziałam jak rusza ustami ale nie słyszałam co mówi. Ja jestem w ciąży? Przecież to nie możliwe - Nie mogę być w ciąży - pokiwałam głową i zamknęłam powieki. Nie chciałam płakać, nie tutaj - Angelo ale jesteś w ciąży - potarł moje ramię - za około 8 miesięcy zostaniesz mamą - To nie może być prawda - To jest prawda - spojrzałam na niego - to początek trzeciego tygodnia. Dasz sobie radę - Ale ja mam dopiero 18 lat a mój chłopak prawie 19. Jak ma być dobrze? - zapytałam sama siebie - Dacie sobie radę - uśmiechnął się pocieszająco - chcesz żebym to ja powiedział Twojemu tacie? - Co? - zapytałam z przerażeniem w głosie - nie, nie - pokiwałam przecząco głową - sama to zrobię - Dobrze w takim razie dam Ci teraz witaminy - wstał i podszedł do szafki z lekami. Wyciągnął z niej jakieś dwa opakowania i podchodząc do mnie podał mi je - bierz z każdego opakowania po jednej tabletce rano przed śniadaniem - Dziękuje - wstałam i ruszyłam w stronę drzwi - Wróć do nas jak oswoisz się z ciążą - spojrzałam na niego zdziwiona - musimy kontrolować ją dla dobra dziecka i Twojego - Dobrze - skinęłam głową - do widzenia - Do widzenia - usłyszałam gdy już byłam przy drzwiach. Złapałam klamkę i nacisnęłam na nią. Po chwili znalazłam się na korytarzu i zostałam opleciona ramionami. Doskonale wiedziałam, że to Justin więc wtuliłam się w niego. Teraz tak bardzo go potrzebuję. Jak ja mu mam powiedzieć o dziecku? - Nic Ci nie jest? - zapytał z troską w oczach - Nie to tylko lekka niestrawność - nie miałam odwagi powiedzieć mu prawdy - a gdzie tata? - zapytałam gdy zauważyłam, że go nie ma - Musiał pilnie pojechać do pracy - odpowiedział Justin, już miałam coś powiedzieć ale nie pozwolił mi - skoro nic Ci nie jest to po co Ci leki? - Co? - zapytałam zdziwiona - ach to - zorientowałam się gdy wyciągnął z moich dłoni opakowania - to tylko jakieś witaminy - wyruszyłam ramionami - mam je brać rano przed śniadaniem - Na pewno? - Tak - przytuliłam się do niego - zbierz mnie do domu. Nie spałam za wiele - poczułam jak Justin mnie podnosi. Cały czas zastanawiam się jak mam mu to powiedzieć....



***




Gdy Justin odwiózł mnie do domu posiedział ze mną chwilę ale wygoniłam go do domu. To było trudne ale w końcu mi się udało. Potrzebuję chwili dla siebie. Muszę wszystko przemyśleć i podjąć jakąś decyzję. Przecież we mnie rośnie dziecko. Rośnie we mnie dziecko moje i Justina! Ale jak to się stało? Przecież... Dobra wszyscy wiemy jak to się stało. Dzieci nie biorą się z powietrza. Siedzenie w domu mnie przytłaczało. Postanowiłam pójść ma spacer. Wciągnęłam na siebie ciemne rurki, luźniejszą, fioletową bluzę, moje ukochane Vansy i zbiegłam na dół. Weszłam do kuchni i zastałam w niej naszą gosposię - Angie wybierasz się gdzieś? - Na spacer - odpowiedziałam wyciągając z lodówki butelkę wody mineralnej - Angie dopiero co wróciłaś ze szpitala - Lekarz sam kazał mi się dużo ruszać i oddychać świeżym powietrzem - usprawiedliwiłam się i wyszłam z kuchni. Miałam wrażenie, że cały czas patrzyła się na mój brzuch. Wyszłam na wewnątrz i ruszyłam przez podjazd kierując się w stronę chodnika. Gdy się na nim znalazłam ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie chcę iść więc pozwoliłam moim nogą zdecydować za mnie. Jedyne czego teraz chciałam to obudzić się z tego snu. Ciąża? Poważnie? Zdecydowanie jestem na to za młoda. Justin też jest za młody. To nie tak miało być. Najpierw miałam skończyć szkołę, pójść na studia, wyszaleć się. Żyć pełnią życia i dopiero później, w dalekiej przyszłości myślałam o dzieciach. Wszystko się popierdoliło! I to ostro. Jak ja mam powiedzieć Justinowi o tej całej ciąży? No jak? Mam zadzwonić i powiedzieć "cześć Justin. Dzisiaj się okazało, że zostaniesz ojcem. To trzeci tydzień. Cieszysz się, prawda?" Dlaczego to musiało przytrafić się akurat mi? Czym zawiniłam, że zasłużyłam sobie na dziecko w tym wieku? Nie zauważyłam kiedy znalazłam się przed grobem mamy. Wydaje mi się, że jak tylko przekroczyłam próg domu wiedziałam, że przyjdę tutaj

- Cześć mamo - powiedziałam i usiadłam na ławce obok - wiesz teraz tyle się w moim życiu. Jesteś mi bardzo potrzebna - poczułam łzy w oczach. Cholera! Przecież nie przyszłam tu płakać - mamo Ty pewnie wiedziałabyś co teraz mam robić. Mamy zawsze wiedzą co trzeba w takich sytuacjach robić. Mamo tak bardzo, bardzo jesteś mi tu teraz potrzebna. Nie mam pojęcia co robić. Mamo tak bardzo się pogubiłam - tym razem pozwoliłam łzą swobodnie płynąć - problemy z Jess, problemy z większością szkoły i do tego ta ciąża. Mamo na prawdę nie wiem co mam robić - poczułam czyjaś dłoń na ramieniu i podskoczyłam wystraszona - Angie to ja - usłyszałam głos Van - Van? Co Ty tu robisz? Przecież miałaś wyjść dopiero za dwa dni - byłam szczerze zdziwiona - Wypuścili mnie dzisiaj - uśmiechnęła się - i po wyjściu poleciałam prosto do Ciebie ale dowiedziałam się, że poszłaś na spacer a Ty kochana chodzisz na spacery tylko wtedy kiedy coś Cię gryzie - Nie prawda - zaczęłam się bronić - To dlaczego płaczesz? - Nie płaczę - odpowiedziałam - to przez wiatr - Van wsadziła palca do ust, po czym wyciągnęła i uniosła go wysoko w górę
- To dziwne bo nie ma wiatru - Van nic się nie dzieje - westchnęłam - To dlaczego przyszłaś do mamy? - zapytała moja przyjaciółka krzyżując ręce na klatce piersiowej - i dlaczego wiedziałam, że mam Cię szukać tutaj? - Van ale wszystko jest dobrze - skłamałam - po prostu chciałam przyjść do mamy - usiadłam na ławce a Van chwilę później znalazła się obok mnie - Angie wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko? - Wiem - oparłam głowę na jej ramieniu - To dlaczego nie chcesz mi powiedzieć teraz? - Bo nic się nie dzieje Van - Angie.... - Van proszę - Nie Angie - głos dziewczyny stał się ostry - cholera jesteśmy przyjaciółkami i mam prawo wiedzieć co się u Ciebie dzieje. Ty wiesz co dzieje się u mnie! Ja nic przed Tob... - Jestem w ciąży - przerwałam jej nie mogąc już dłużej słuchać przemówienia - Angie nie żartuj sobie ze mnie! To nie jest śmieszne... - Nie żartuje Van - spojrzałam jej w oczy śmiertelnie poważnie - mam osiemnaście lat i jestem w ciąży. Mój chłopak na dziewiętnaście lat, jest szkolną gwiazdą hokeja i zostanie ojcem za kilka miesięcy - Ty nie żartujesz... Cholera Angie Ty na prawdę jesteś w ciąży! - Ciszej! - upomniałam ją - to początek trzeciego tygodnia - O Jezu będę ciocią - nie miałam pojęcia dlaczego Van zareagowała tak entuzjastycznie - jak zareagował Justin? - Justin nic nie wie - spojrzałam na nią - i mam nadzieję, że się nie dowie - ostrzegłam ją - Hej ja Ci tego nie ułatwię - podniosła ręce do góry w geście obronnym - sama będziesz musiała to zrobić - Wiem - westchnęłam i przeczesałam włosy palcami - ale nie mam pojęcia jak mam to zrobić. Angie dlaczego to spotkało mnie - Ej skarbie - Van mnie przytuliła i zaczęła głaskać po głowie - nie traktuj tego dziecka jak karę. Owszem to jest wpadka ale rodzice tego dziecka bardzo się kochają a to najważniejsze - uśmiechnęłam się słysząc te słowa - to dziecko powstało dzięki miłości. To dziecko jest owocem miłości Twojej i Justina! Angie ja już je kocham, będę chodzić z nim na spacery i... - Van nie zapędzaj się tak - przerwałam jej ze śmiechem - to dopiero trzeci tydzień, Justin jeszcze nie wie. W sumie to wiem ja, Ty, mama i lekarz. Ja sama dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj - Kiedy powiesz Justinowi? - Nie wiem Van - pokiwałam głową - muszę sobie wszystko przemyśleć - Rozumiem - objęła mnie ramieniem - chodź idziemy na lody do naszej knajpki. To zawsze pozwala na chwilę zapomnieć o problemach - Ale waniliowe? - Z polewą truskawkową - zaśmiała się i wstała pociągając mnie za sobą. Gdy już wstałam objęła mnie ramieniem a ja zrobiłam to samo tylko na wysokości jej talii - To dziecko będzie najbardziej kochanym i rozpieszczonym dzieciakiem ever - stwierdziła moja przyjaciółka a ja wybuchłam śmiechem - no co? Założę się, że to będzie dziewczynka i będzie oczkiem w głowie Justina - Oby Van oby - Głowa do góry mała - spojrzała na mnie i puściła mi oczko - Justin może być w szoku ale i tak będzie się cieszył. Będzie dobrze mała - cmoknęła mnie w polika. Uśmiechnęłam się i zaczęłam powoli wierzyć w słowa mojej przyjaciółki. Cieszę się, że pojawiła się tu dzisiaj. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jej potrzebowałam. I nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mam ochotę na lody...



Justin's POV



Tęskniłem za takim męskim dniem. Kumple, granie, rozmowa o dziewczynach i sporcie - tak to jest to. W sumie to wolałbym siedzieć z Angie ale wygoniła mnie twierdząc, że ona będzie spać a ja w tym czasie będę się nudzić. Nie nudziłbym się bo pewnie spałbym z nią ale nalegała więc nie miałem innego wyboru. To nie moja wina, że uwielbiam ją mieć przy sobie - Justin jak tam Angie? - zapytał Lou - Dobrze, teraz śpi - uśmiechnąłem się - A jak tam miedzy wami? - Też dobrze, Jess dała sobie spokój - Zdajesz sobie sprawę, że to pewnie nie koniec - wtrącił się Gary - głupia suka sobie nie odpuści - Wiem stary i tego się boję. Jess uderzy i obawiam się, że to będzie ostateczny jej ruch - Ten zakład trochę kiepsko wygląda - tym razem odezwał się Tay - Wiem - pokiwałem głową - i nie mam pojęcia jak mam powiedzieć o nim Angie - Znajdziesz sposób. Angie to świetna dziewczyna i zrozumie - Nie jestem tego taki pewny - Będzie dobrze - pocieszali mnie - To dlaczego mam wrażenie, że stanie się coś okropnego? - zapytałem wplątując palce we włosy - Co masz na myśli? - Nie wiem Lou ale mam wrażenie, że to będzie straszne i złamie mnie i Angie razem oraz każdego z osobna - Justin nie przesadzasz? - Po prostu tak czuję - wzruszyłem ramionami - i boję się tego - przyznałem - nawet bardzo się tego boję - Zaczynasz majaczyć Justin - zaśmiał się Tay i może miał racje? To nie moja wina, że mam takie wrażenie. Może zakochani ludzie czują takie rzeczy. Czują kiedy zbliża się koniec lub coś w tym stylu? Prawda jest taka, że nie mam pojęcia jak działa miłość ale wiem, że za Angie jestem w stanie oddać życie. Angie wywróciła mój świat do góry nogami. Pokazała mi inne, lepsze życie. Stałem się przy niej innym człowiekiem i za to jestem jej najbardziej wdzięczny - Cześć chłopaki - damski głos wyrwał mnie z zamyślenia - Van? - Gary był zaskoczony - ale jak? Kiedy wyszłaś? - Dzisiaj - wzruszyła ramionami - Dlaczego nic nie powiedziałaś? - zaśmiałem się. Van bardzo przypominała mi Angie. Zanim wszyscy się zorientowaliśmy Van już była w ramionach mojego przyjaciela - pachniesz lodami - stwierdził - Bo byłam na lodach z Angie - zaśmiała się - Jak to byłaś na lodach z Angie? - zapytałem zdziwiony - Normalnie Justin - wzruszyła ramionami - poszłam do niej, nie było jej w domu ponieważ okazało się, że poszła na spacer. Znalazłam ją na cmentarzu u mamy więc zgarnęłam ją i zabrałam na lody - Była u mamy? - zdziwiłem się ponieważ chodziła tam kiedy coś ją martwiło - Tak - Van kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów - Dobra chłopaki myślę, że czas się zbierać - powiedziałem i wstałem a chłopacy zrobili to samo - myślę, że Gary i Van chcą pobyć sami - Justin... - mój przyjaciel powiedział ostrzegawczo - No co? - podniosłem ręce w górę w geście obronnym - ja tylko robię Ci przysługę - Oj dobra idźcie już sobie - zaśmiała się Van. Wszyscy się podnieśli i pożegnali. Szybko opuściliśmy dom mojego przyjaciela. Pożegnałem się z chłopakami i wsiadłem do samochodu. Uruchomiłem silnik i ruszyłem w stronę domu mojej dziewczyny.



Angie's POV



Leżałam na łóżku kiedy poczułam aromat kawy. Automatycznie wstałam i pobiegłam do ubikacji. Zwróciłam lody i poczułam się lepiej. Te mdłości są uciążliwe. Nawet bardzo uciążliwe. Mamo jeśli miałaś tak z mojego powodu to przepraszam - Angie wszystko w porządku? - usłyszałam zatroskany głos Justina. No pięknie. I co ja mu teraz powiem? - Tak - powiedziałam i wstałam. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kurek uwalniając zimną wodę. Wypłukałam usta i ochlapałam nią twarz. Wzięłam głębszy oddech i odwróciłam się w stronę drzwi. Znalazłam się twarzą w twarz z Justinem - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - Tak Justin - posłałam mu blady uśmiech - za dużo lodów - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że chcesz iść na spacer? - Co? - nie miałam pojęcia o co teraz mu chodzi - Van powiedziała mi, że była u Ciebie ale okazało się że jesteś na spacerze i znalazła Cię u mamy - Co Ci jeszcze powiedziała? - zapytałam przerażona - A co miała mi jeszcze powiedzieć? - Nic - powiedziałam i wymijając go weszłam do swojego pokoju. Dosłownie rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy układając się wygodnie. Jestem strasznie zmęczona. Chwilę później poczułam jak Justin kładzie się obok mnie i przyciąga do siebie jednoczenie obejmując w talii - Martwiłem się - w jego głosie troska pomieszana była z miłością - Przepraszam - wyszeptałam. Nie wiem czy przepraszałam za to, że się martwił czy za to, że jestem z nim w ciąży i nie mam odwagi mu o tym powiedzieć - Już w porządku - pocałował mnie w głowę - następnym razem po prostu daj mi znać, że wychodzisz z domu - Dobrze tato - zaśmiałam się i w tym momencie znowu poczułam mdłości. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do ubikacji. Pochyliłam się nad toaletą i zwracałam wszystko co miałam w żołądku. Boże i co ja powiem Justinowi? - Angie jedziemy do szpitala - usłyszałam Justina - Co?! - wstałam i spojrzałam na niego - nie - pokiwałam głową - Angie jedziemy - Przestań zachowywać się jak mój ojciec! - krzyknęłam na niego i poczułam łzy w oczach - przestań być nadopiekuńczy! - Angie ja... - urwał i podszedł do mnie i chciał przytulić ale ja się odsunęłam od niego - martwię się - To przestań - powiedziałam i ponownie tego dnia wymijając go wyszłam z ubikacji. Wiedziałam, że pójdzie za mną. Usiadłam na łóżku i czekałam aż zacznie swoje przemówienie. Zaczął strasznie działać mi na nerwy - Angie ubieraj się i jedziemy do szpitala - stanął nade mną - ja nie żartuje - Nigdzie nie jadę - patrzyłam mu twardo w oczy. Nie chciałam być nie miła ale to było silniejsze niż chciałam - Angie ubieraj się - Nie Justin - To zbiorę Cię tam siłą - skrzyżował ręce na piersi - Jezu Justin o co Ci chodzi? - wstałam i zapytałam z pretensjami - O to, że coś Ci jest ale nie chcesz mi powiedzieć - pokiwał głową - a mam prawo wiedzieć - faktycznie miał prawo ale ja nie wiem jak mam to zrobić - Wyjdź - powiedziałam czując bezsilność - Co? - Powiedziałam, że masz wyjść - stanęłam obok drzwi i otworzyłam je - teraz - Angie... - Po prostu wyjdź i zostaw mnie teraz samą - przerwałam mu. Justin wykonał moje polecenie i ruszył w stronę drzwi. Podszedł do mnie i pocałował w głowę - Pamiętaj, że cokolwiek to jest możesz mi powiedzieć - i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie. Wzięłam głębszy oddech i zaczęłam zastanawiać się nad tym jak mam to zrobić....



Justin's POV



- Hallo? - usłyszałem głos przyjaciółki mojej dziewczyny
- Cześć tu Justin
- Wiem kto dzwoni - zaśmiała się - stało się coś?
- Masz może teraz chwilę czasu?
- Jasne - jej głos stał się poważny
- Gdzie jesteś? - zapytałem
- W domu - odpowiedziała szybko - przyjedź. Zrobię gorącej czekolady i porozmawiamy
- Będę za pięć minut
- Czekam - powiedziała Van i rozłączyła się. Na szczęście nie mieszkam od niej wcale tak daleko więc mogę przejść się pieszo. Wyszedłem ze swojego pokoju i zbiegłem po schodach. Nie siląc się na powiadomienie rodziców, że wychodzę po prostu opuściłem dom. Naciągając kaptur bluzy na głowę wyszedłem na główny chodnik i ruszyłem nim przed siebie. Pomimo tego, że był początek lata wieczór należał do tych chłodniejszych. Uroki mieszkania w Kanadzie. Wsadziłem ręce do kieszeni i przyśpieszyłem kroku. Chciałem już porozmawiać z Van i dowiedzieć się co dzieje się z Angie. Dlaczego mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa? Przecież może powiedzieć mi wszystko. Ja mówię jej wszystko. No dobra prawie wszystko ale jak mam jej zakomunikować, że na samym początku była obiektem zakładu? To wcale nie jest takie proste. Skręciłem na ścieżkę prowadzącą do domu Cole'ów. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem siedząca na schodkach Van z kubkiem parującej cieczy w rękach. Podszedłem bliżej i stanąłem przed dziewczyną

- Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać
- Nie ma za co - uśmiechnęła się - siadaj - wskazała miejsce obok siebie. Gdy wykonałem jej polecenie wręczyła mi kubek z gorąca czekoladą
- Dziękuję - posłałem jej uśmiech - słuchaj Van przyszedłem do Ciebie w konkretnym celu
- Wiem - uśmiechnęła się - wątpię żeby chłopak mojej przyjaciółki od tak wpadł sobie do mnie na pogaduszki
- Taaaaaa - upiłem łyka i pozwoliłem sobie cieszyć się ciepłem rozchodzącym po moim ciele
- O co chodzi Justin?
- Wiesz co się dzieje z Angie? - zapytałem wprost
- A co konkretnie masz na myśli? - Angie od czasu powrotu ze szpitala zachowuje się dziwnie tajemniczo - Jak bardzo tajemniczo? - zapytała dziewczyna - Bardzo Van - westchnąłem - nigdy taka nie była. Nawrzeszczała na mnie jak powiedziałem, że znowu jedziemy do szpitala - tak, poskarżyłem się najlepszej przyjaciółce mojej dziewczyny

- Po co mieliście jechać do szpitala? - w jej głosie usłyszałem troskę - Zwracała przy mnie dwa razy - Co?! - Zwra... - Dobra słyszałam - przerwała mi - rozumiem, że nie pojechaliście tam, prawda? - Masz rację - pokiwałem głową - a ja się tak cholernie o nią martwię - Nie masz o co - poklepała mnie po ramieniu - Angie poukłada sobie wszystko w głowie i Ci powie. Jestem tego pewna - Ty wiesz co się dzieje, prawda? - Justin ja.... - Proszę powiedz mi - prawie ją błagałem - Nie mogę Justin - pokiwała głową - nie mam do tego prawa. Proszę uzbrój się w cierpliwość. Angie w końcu Ci powie. Znam ją Justin i wiem, że Ci powie - Nie namówię Cię, prawda? - zapytałem z nadzieją w głosie - Nie Justin - zaśmiała się - Dzięki Van - objąłem ja ramieniem - w sumie za bardzo to mi nie pomogłaś ale uspokoiłaś trochę - Nie ma za co - uśmiechnęła się
- Jesteś świetną przyjaciółką mojej dziewczyny - A Ty świetnym chłopakiem mojej przyjaciółki - zaśmialiśmy się jednocześnie - poważnie uwielbiam na was patrzeć - Tak? - Tak - pokiwała głową - jesteście tacy uroczy - wyglądał na rozmarzoną - Boże co wy z tym macie - wywróciłem oczami - jestem wszystko tylko nie uroczy - No dobra - Van się zaśmiała - zapomniałam, że jesteś naszym twardym kapitanem - powiedziała i złapała mnie za policzki ruszając nimi w różne strony. Przyznam, że to bolało. Odciągnąłem jej dłonie od mojej twarzy i już miałem coś powiedzieć gdy usłyszałem dźwięk zwiastujący nadejście sms'a. Wyciągnąłem go z kieszeni i przejechałem palcem po ekranie

Od Angie: Justin przepraszam. Przyjedź, proszę. Tak bardzo Cię potrzebuję

Do Angie: Będę za piętnaście minut

Odpisałem jej i schowałem telefon do kieszeni. Co się z Angie do cholery dzieje? Nie poznaje jej
- To Angie - powiedziałem Van - chce żebym przyszedł - Idź do niej Justin - uśmiechnęła się, ta dziewczyna praktycznie cały czas się uśmiecha - jesteś teraz Angie na prawdę potrzeby - Nie powiesz mi? - Nie - zaśmiała się - No trudno - wzruszyłem ramionami i wstałem - dziękuję - Nie ma za co Justina - ona również wstała i przytuliła mnie. Na początku byłem zaskoczony ale oddałem w końcu uścisk - opiekuj się nią teraz jeszcze bardziej niż do tej pory - powiedziała gdy odsunęła się ode mnie - Dobrze - Obiecaj - wymierzyła swój palec wskazujący u prawej ręki w moją klatkę piersiową - Obiecuję
- Masz szczęście - zaśmiała się - a teraz leć już do niej - Dzięki - puściłem jej oczko - do zobaczenia mała - Do zobaczenia twardzielu - zaśmiałem się na jej słowa i ruszyłem w stronę swojego domu. Musiałem użyć samochodu żeby jak najszybciej dostać się do domu Angie. Gdy już tam będę mam zamiar wyciągnąć z niej wszystko...



----------
I mamy dramę! Angie w ciązy, Justin nic nie wie, Jess czeka na odpowiedni moment i przygotowywuje się do ataku ostatecznego... Jak myślicie co z tego wszystkiego wyniknie? I co w ogóle myślicie o tej ciąży? Jejku mamy już ponad 5 tysięcy wyświetleń! Jesteście wspaniali! ;) Dziękujemy wam bardzo <3 MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy XXI rozdziale! ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 19 - As long as you love me



Justin's POV



- Przyjadę po Ciebie o pół do siódmej - Okey - nachyliła się i pocałowała mnie w usta - skradłam Ci całusa - uśmiechnęła się słodko - Możesz go skradać ile chcesz - puściłem jej oczko i przygryzłem swoją dolną wargę - No to papa - uśmiechnęła się szeroko i wyszła z samochodu. Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi a gdy już przekroczyła próg domu odjechałem... spojrzałem na zegarek i doszedłem do wniosku, że mam prawie dwie godziny, żeby przyjechać po Angie dlatego podjechałem szybko do domu, wziąłem gitarę, długopis, notes i pojechałem do parku. Wysiadłem z auta i skierowałem się do mojego miejsca. Przychodziłem i przychodzę tutaj zawsze gdy muszę coś na spokojnie przemyśleć oraz gdy coś komponuję. Usiadłem pod drzewem i otworzyłem mój notes patrząc na czym skończyłem moją piosenkę na urodziny Angie. Jutro ma urodziny więc muszę się troszeczkę streścić. Po jakichś półtora godziny skończyłem i byłem naprawdę zadowolony, pierwszy raz piosenka wyszła tak świetnie. Angie będzie zachwycona. Wziąłem swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszyłem do auta, schowałem gitarę do bagażnika i zająłem miejsce kierowcy. Jakieś 15 minut dojechałem pod dom Angie. Podszedłem do drzwi i delikatnie w nie zapukałem. Otworzył mi jej ojciec i zaprosił mnie do środka.

- Angie za chwilę zejdzie - powiedział formalnym tonem a ja skinąłem głową na znak, że rozumiem. Po niecałych 10 minutach zobaczyłem schodzącą dziewczynę. Aż szczęka mi opadła dosłownie. Wyglądała zniewalająco miała na sobie czarną koszulę z ćwiekami na kołnierzu, czarną skórzaną spódniczkę, szpilki na platformie w panterkę i czarno-złotą torebkę zawieszoną na jednym ramieniu. Włosy miała rozpuszczone i po jednej stronie tak aby było widać jej wygolenie na głowie. Chwyciłem jej czarny płaszcz i pomogłem jej go założyć. Pożegnaliśmy się z jej tatą i wyszliśmy na dwór. Objąłem ją ręką w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie. - Ślicznie wyglądasz - pocałowałem ją w usta - Dziękuję... a ty wyglądasz tak samo jak dwie godziny temu - uśmiechnęła się miło ale podniosła brew ze zdziwienia - Bo jeszcze pojechałem do parku... - powinienem kopnąć się w twarz - Po co? - Angie popatrzyła na mnie kiedy ja już zająłem miejsce kierowcy - Booo musiałem to wszystko przemyśleć... stresuję się tą całą sytuacją... - nie no jestem genialny - Justin... wszystko będzie w porządku - pogłaskała mnie po ramieniu - A właśnie... Justin? - Słucham Cię... - zerknąłem na nią. - Bo wieeesz... mam jutro urodziny... - Taaak? - wiedziałem do czego zmierza - Tak się zastanawiam... gdzie jutro mnie... - To jest niespodzianka - uśmiechnąłem się szeroko. Po niecałych 5 minutach byliśmy już pod moim domem. Pomogłem Angie wysiąść z auta i razem ruszyliśmy w stronę drzwi. - Cześć mamo! - zawołałem będąc przy wejściu do kuchni - Cześć - odpowiedziała niewzruszona wyciągając pieczeń z piekarnika - Jak tam Ci minął dzień? - chciałem ją jakoś zagadać... dawno nie słyszałem jej głosu - Tak jak zwykle. Justin jestem zajęta. Porozmawiamy później. - Dobrze a... powiedz mi... kiedy w końcu znajdziesz dla mnie czas? Bo jak na razie wygląda na to, że wam tylko przeszkadzam - Justin... nie zaczynaj znowu, a tak poza tym mamy gościa więc się zachowuj - Mam to w dupie!- poczułem na swoim ramieniu malutką dłoń. Spojrzałem na Angie i zobaczyłem w jej oczach błaganie ale już się nakręciłem. Nie było odwrotu - Nawet jak nie mamy gościa zbywasz mnie tą swoja wkurzającą gadaniną! - zrobiłem 2 kroki do przodu - Justin Drew Bieber! Jak ty się wyrażasz? - powiedział a raczej warknął ojciec wchodząc do kuchni - Nie mówię do Ciebie więc się nie wtrącaj bo i tak masz gdzieś co do Ciebie powiem - odpyskowałem - Nie przesadzaj bo gorzko tego pożałujesz - ostrzegł mnie surowym tonem - A co może być gorsze od braku uwagi, wsparcia i miłości z waszej strony?! - Nie przesadzaj - powiedziała mama znudzonym tonem - masz wszystko czego chcesz. Auto, ubrania, pieniądze... - A wasza miłość? Co? Gdzie ona jest bo jakoś jej nie widzę ani nie czuję - wplotłem palce we włosy. Popatrzyłem na oboje rodziców i w tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. - Dokończymy tą rozmowę później - powiedziała mama odkładając rękawice kuchenne na blacie i wyszła z kuchni - Najświętszy Boże! - krzyknęła mama - Jerremy! Podejdź tu szybko - zawołała mama - Co się stało kochanie? - szybkim krokiem ojciec wyszedł z kuchni. Ciekawy co się stało wyszedłem tuż za nim zapominając o Angie. W drzwiach stała dość niska blondynka o pięknym uśmiechu i pięknych niebieskich oczach. - Jazzy! - głos mamy się załamał i rzuciła się na dziewczynę przytulając ją mocno do siebie. Tata poszedł w ślad mamy. To jest nie wiarygodne! Po tym co się działo oni tak po prostu ją przytulili?! A ja do cholery to jestem duchem? Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz mama się do mnie przytuliła. Nie mogłem już wytrzymać... czułem pieczenie w oczach więc szybko się odwróciłem i spostrzegłem zasmuconą Angie. Podszedłem do niej i pogładziłem ją po policzku a ona wytarła moją łzę... nawet nie poczułem kiedy spłynęła. Nie mogąc się dłużej kontrolować wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem do mojego pokoju kładąc ją na łóżku i wtulając się w nią. Pozwoliłem łzą swobodnie lecieć i poczułem jak Angie gładzi mnie po głowie w uspokajającym geście. - Nawet po tym j-jak się pokłócili... i-ii... nie chcieli jej widzieć w-więcej na oczy... o-oota tak... po prostu ją przytulają! A ja? - Justin... - Angie złapała mnie za twarz zmuszając do popatrzenia się jej w oczy. Wytarła moje łzy i usiadła na przeciwko mnie - Nie wiem jak Ci pomóc... ale wiem, że bardzo cierpisz. Przykro mi... naprawdę mi przykro. Chciałabym Ci pomóc ale nie wiem jak - Po prostu ze mną zostań na zawsze. Jesteś moim światem... moim marzeniem... Kocham Cię - Ja Ciebie też kocham - przybliżyliśmy się do siebie i delikatnie zaczęliśmy się całować, powili nadając tępa włączając w to nasze języki. Całowaliśmy się tak pierwszy raz dając w to jak najwięcej miłości. Kocham ją całym sobą i nie mogę pozwolić aby jakiś durny zakład, który dla mnie nie ma już żadnego znaczenia wszystko spierdolił. Za bardzo mi na niej zależy i jestem gotów oddać za nią życie. Na okrągło mógłbym jej mówić jak bardzo ją kocham. Od razu pozbyliśmy się ubrań i przeszliśmy do rzeczy, nie zawracałem sobie głowy z zabezpieczeniem się bo nie chciałem tracić czasu na takie bzdury. Chciałem po prostu być przy niej jak najdłużej.



Jasmin's POV



Usiedliśmy w salonie a mama obejmowała mnie czule ramieniem. Tato siedział na przeciwko nas i przyglądał mi się uważnie. - To niesamowite jak wyładniałaś - mówiąc to był zachwycony... zresztą tak jak zawsze gdy do mnie mówił - Ummm... dzięki tato - byłam zmieszana i w ogóle nie rozumiałam dlaczego mnie tak traktują skoro myślałam, że mnie nienawidzą - Co porabiałaś przez cały ten czas? - przysunął bliżej fotel jakby się bał, że pominie choćby jedno słowo - Noo... pracowałam - nie chciałam mówić im na razie co tak właściwie robiłam i dlaczego w ogóle postanowiłam przyjechać - proszę nie mówmy już o tym bo chciałabym spędzić ten czas z wami - Ależ oczywiście - tato uśmiechnął się szeroko - Nasza kochana córeczka - mama pogłaskała mnie po ramieniu i pocałowała w policzek. Nic a nic się nie zmieniło - Mamo? - zapytałam niepewnie - Słucham Cię - A jak tam Justin? Jak się miewa i w ogóle? - Ach daj spokój. Z roku na rok coraz gorzej... w ogóle z nami nie chce rozmawiać. Ciągle nam wytyka, że nie poświęcamy mu dużo uwagi albo, że nie okazujemy mu miłości - Przecież nie mówiłby tego bez powodu... prawda? - uniosłam jedną brew i popatrzyłam najpierw na tatę a później na mamę - No nie wiem - wzruszyła obojętnie ramionami - ale dobrze, że znalazł sobie tak świetną dziewczynę jak Angela. - Angela? - zmarszczyłam brwi ze zdziwienia - No tak... Angela... nie widziałaś jej? Czekaj sekundę - wstała i podeszła do komody, z której wzięła zdjęcie i podała mi je do ręki. Na zdjęciu był Justin i... Angie. Byli na lodowisku... przytuleni do siebie i uśmiechnięci. Justin obejmował ją ramieniem a ona się do niego przytuliła i wpatrywała w mojego brata - Ach... więc Angie to Angela? - No tak... jest bardzo sympatyczna... chociaż rozmawiałyśmy tylko dwa razy - Przez całe dwa miesiące... rozmawialiście z nią tylko dwa razy? - zdumiałam się - No taak... ciągle gdzieś z Justinem wychodzą... są po prostu nie rozłączni. Justin ciągle ją pilnuje aż miło patrzeć jaki jest opiekuńczy i kochany. Gdy przychodzi do domu znowu zaczyna z tą swoją gadką, że nie poświęcamy mu tyle uwagi - spuściłam wzrok na fotografię i uśmiechnęłam się lekko na widok ich obojga, szczęśliwych i kochających się. Muszę powstrzymać Jess od tego całego jej chorego planu. Mój brat jest szczęśliwy i nie pozwolę nikomu tego zniszczyć.



Justin's POV



- Kocham Cię - pocałowałem Angie w czoło - Ja Ciebie też kocham... bardzo - uśmiechnęła się i położyła głowę na mojej klatce piersiowej - Nie widziałam wcześniej tego tatuażu... - wskazała na malutkiego ptaka wytatuowanego na biodrze - Całkowicie o nim zapomniałem - zdziwiłem się gdy go... znowu zobaczyłem - To był mój pierwszy tatuaż - A dlaczego akurat taki? - Co taki? Chodzi Ci o to, że to ptak? - To jest ptak?! Myślałam, że samolot - zaczęła się śmiać ze swojego skojarzenia a ja się szeroko uśmiechnąłem - No... to dlaczego akurat ptak? - W naszej rodzinie jest tradycja, że każdy jej członek ma wytatuowanego małego ptaka - Ale dlaczego ptak? - Bo ptaki zwykle są wolne... - A jak są w klatce? - A widzisz tutaj jakąś klatkę? - pokręciła przecząco głową - No właśnie... a ten tatuaż był z myślą o mojej wolności... od problemów - Angie wpatrywała się w niego - Ja też chcę sobie zrobić tatuaż... też malutkiego ptaka... - Serio? - uśmiechnąłem się do niej - Serio... też chcę być wolna od problemów i jestem częścią waszej rodziny... czy tego chcesz czy nie - wyszczerzyła się do mnie - No pewnie, że chcę - odwzajemniłem uśmiech... a raczej wyszczerz. Kocham tą dziewczynę całym sobą i bedę powtarzał to do znudzenia...
- Chodźmy zrobić go jutro... akurat mam urodziny. Taki mój własny prezent zainspirowany Tobą - pocałowała mnie w usta a ja uśmiechnąłem się przez pocałunek



Angie's POV



- Angie... Angiee... - poczułam czyjąś rękę na ramieniu. A ja wymruczałam coś nie wyraźnie - Angie... wszystkiego najlepszego w dniu urodzin - przetarłam oczy i zobaczyłam siedzącego tatę na moim łóżku - Proszę urodzinowe śniadanie - postawił mi na łóżku tacę z tradycyjnymi kanadyjskimi naleśnikami polanymi syropem klonowym. Aż mi ślinka pociekła... tak dawno ich nie jadłam.
- Dziękuję tato - przytuliłam się do niego i zaczęłam jeść śniadanie - Aaa właśnie tato? - zapytałam niepewnie gdy wychodził już z pokoju - Tak? - Czy... mogę sobie zrobić tatuaż? Taki malutki - pokazałam wielkość tatuażu - tutaj - pokazałam na nadgarstek - albo tutaj - teraz na biodro - Noooo... możesz tylko żeby twoje ciało nie wyglądało jak brudnopis - zaśmiał się tato i wyszedł z pokoju zostawiając mnie całą w euforii. Całe szczęście, że dzisiaj jest sobota i nie muszę się patrzeć na Jess ani innych ludzi. Van będzie wychodziła ze szpitala dopiero za tydzień więc muszę coś zaplanować ale na razie jestem ciekawa co takiego planuje dla mnie Justin. Szybko dokończyłam moje urodzinowe śniadanie i poszłam do łazienki. Wzięłam poranny orzeźwiający prysznic, umyłam zęby.Po wykonaniu tej czynności zabrałam się za suszenie włosów i prostowanie ich. Gdy skończyłam nałożyłam lekki makijaż, wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby wybierając odpowiedni strój na dzisiejszy dzień. Nie mogłam nic wybrać... nie wiedziałam kompletnie jak się ubrać i siedziałam przed szafą z dobre półtora godziny. W końcu się zezłościłam i brałam pierwsze co mi wpadnie w rękę, rozkładając wybrane przeze mnie ubrania na łóżku zaczęła się przyglądać co takiego wzięłam. A więc wybrałam czarne spodnie, kremowy sweter z czarnym krzyżem na środku, melonik i czarne skórzane, wiązane botki na platformie ze złotymi cekinami na całym obcasie i pięcie. Wzięłam do tego czarny duży pierścionek, pomalowałam szybko paznokcie na krwisto czerwony kolor. CUD! Nie uwaliłam się lakierem. Jestem z siebie dumna. Poczekałam aż wyschną i gdy miałam już wziąć torbę usłyszałam dźwięk oznaczający przyjście sms'a. Podeszłam do telefonu i ruchem palca odblokowałam telefon i otworzyłam wiadomość.
Od Justin: Hej bejb ;* Będę za pięć minut. Kocham Cię.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i odpisałam.
Do Justin: No hejka miśku ;** Ja już jestem gotowa. Ja Ciebie też kocham... i to nawet bardziej
Chwila moment i znowu przyszedł sms.
Od Justin: Nie to nie możliwe... chociaż... po wczorajszej nocy...
Do Justin: Dupek.
Od Justin: I tak wiem, że mnie kochasz... nie mogłoby być inaczej.
Do Justin: Mogłoby być inaczej ale Bóg sprawił, że jest tak jak jest i jest mi z tym dobrze.
Od Justin: Kocham Cię.
Do Justin: Ja Ciebie też.
Schowałam telefon do torebki i zeszłam na dół. Nie czekając długo usłyszałam klakson i pospiesznie wyszłam z domu zamykając go i truchcikiem podbiegłam do chłopaka rzucając mu się na szyję. Gdy mnie postawił byłam w szoku... nawet w takich butach jestem od niego niższa o połowę głowy. Szczyt wszystkiego!  - Malutka... ja chyba albo rosnę ale bo ty urosnąć nie możesz - zaczął się cicho śmiać - Nie przesadzaj... wcale taka niska nie jestem - udałam urażoną - Jesteś... ale to mnie w tobie kręci - puścił mi oczko i oplatając mnie rękoma w pasie przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował mnie w usta. Przyłożyłam delikatnie dłonie do jego szyi i przyciągnęłam go do siebie. Teraz jak tak myślę to zawsze tak robimy. Próbujemy pocałować się bardzo delikatnie ale namiętność po paru sekundach bierze górę i czasami prowadzi to do seksu. - Jedziemy? - zapytał gdy już skończyliśmy - Pewnie - odpowiedziałam miło i trochę zdyszana - Zaplanowałem dzisiaj dla Ciebie coś wyjątkowego - popatrzył na mnie - Już nie mogę się doczekać! - i podekscytowana zaklaskałam szybko w dłonie co rozbawiło Justina. Jechaliśmy jakieś 15 minut i zaparkowaliśmy koło parku. Brunet pomógł mi wysiąść z auta i razem ruszyliśmy chodnikiem. - Zaczekaj - powiedział Justin zatrzymując się - zamknij oczy - poprosił grzecznie - P-po co? - zapytałam zmiesza - Bo to ma być niespodzianka a jak będziesz widziała gdzie idziemy to nie będzie takiego efektu - uśmiechnął się miło - Ale jak mi zawiążesz oczy to zabiję się na tych obcasach - zauważyłam - Zaufaj mi - i po krótkim czasie zamknęłam oczy a on mi je zawiązał tak abym nic nie widziała. Po chwili straciłam grunt pod nogami i byłam w objęciach Justina. - Jesteś tylko moja - szepnął mi do ucha, a po mnie całej przeszła gęsia skórka. Szliśmy w całkowitej i przyjemnej ciszy... no znaczy Justin szedł a ja razem z nim? Oj no... wiecie o co chodzi prawda? No a wracając do tematu, szliśmy w przyjemnej ciszy ale mnie tak strasznie korciło, żeby pytać Justina " dokąd idziemy?" , "daleko jeszcze?" , "mogę już zejść?" ale wiedziałam, że Justin się postarał i wiem, że chcę aby wszystko było tak jak on zaplanował.
- No dobra. Uważaj postawię Cię teraz - powiedział delikatnie stawiając mnie na ziemi. Rozwiązał mi oczy i to co zobaczyłam zabrało mi dech w piersiach. Dookoła na drzewach były porozwieszane lampki, spojrzałam w dół i zauważyłam, że stoję na czymś dziwnym tak jakby macie ale z drewna. Przy wielkim drzewie był rozłożony średniej wielkości okrągły stolik przykryty białym obrusem ze świecami na środku z rozsypanymi płatkami róż. Zaczęłam się rozglądać i zobaczyłam też niewielkie ognisko tylko już na trawie, a przy nim stał Justin z wielkim bukietem róż, dużym brązowym misiem i bombonierką. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin misiu - powiedział romantycznym tonem gdy podeszłam do niego. Wzięłam prezenty, odstawiłam na bok i pocałowałam go w usta. - Dziękuję - odpowiedziałam i pogładziłam dłonią jego policzek - Usiądź na chwilkę i ogrzej się troszeczkę a ja za chwilę do Ciebie przyjdę - puścił mi oczko i poszedł. Usiadłam tak jak mi powiedział i nawet nie zdałam sobie sprawy aż do teraz, że zmarzłam a nie jest wcale tak chłodno. Po niecałych dwóch minutach chłopak wrócił i trzymał w ręku gitarę. No nie wierzę! Justin mi zaśmiewa! Ten Justin Bieber mi zaśpiewa! Ten Justin Drew Bieber, kapitan drużyny w hokeja, postrach szkoły mi zaśpiewa! Ustawił gitarę na swoim lewym kolanie i prawą ręką chwycił za gryf zaczynając grać powoli akordy.
- Uuoooohooo...yeah... - uśmiechnął się - Aaaas looong...aaas youu loove meee... jejeee... As long as you love me As long as you love me As long as you love me
We're under pressure, seven billion people in the world trying to fit in. Keep it together, smile on your face even though your heart is frowning But hey now, you know girl, We both know it's a cruel world But I will take my chances
As long as you love me We could be starving, We could be homeless, We could be broke
Patrzyłam na niego oczarowana. Jego głos jest idealny. Ciepły, przyjemny. Justin jest wspaniały. Sprawia, że czuję się przy nim bezpieczna. Kocham tego chłopaka na zabój!
As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold
As long as you La la la la la la la la la la love me, love me As long as you La la la la la la la la la la love me, love me
I'll be your soldier (ha, ha) Fighting every second of the day for your dreams, girl I'll be your Hova (yey, yey) You can be my Destiny's Child on a scene girl So don't stress, don't cry Oh, we don't need no wings to fly Just take my hand
As long you love me We could be starving, We could be homeless, We could be broke
As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold
As long as you La la la la la la la la la la love me, love me As long as you
La la la la la la la la la la love me, love me
I don't know if this makes sense but, you're my Hallelujah Give me a time and place, I'll rendezvous it,i'll fly you to it, I'll beat you there Girl you know I got you Us, trust... A couple of things I can't spell without you Now we are on top of the world, 'cause that's just how we do Used to tell me sky's the limit, now the sky's is our point of view Man now we stepping out like Whoa! Camera's point and shoot, Ask me what's my best side, I stand back and point at you you you The one that I've argue with, I feel like I need a new girl to be bother with, But the grass ain't always greener on the other side, It's green where you water it So I know,we got issues baby true true true But I'd rather work on this with you Then go ahead and start with someone new
As long as you love me We could be starving, we could be homeless, we could be broke As long as you love me I'll be your platinum, I'll be your silver, I'll be your gold
As long as you La la la la la la love La la la la la la love La la la la la la love me As long as you La la la la la la love
La la la la la la love
La la la la la la love me

As long...aaas youu looove meee...yeaaah... - patrzyłam się ciągle w jego oczy...byłam zachwycona. Jaki on ma boski głos. Jest jak anioł. Zakochałam się w jego głosie... jest... niesamowity.
- T-to było świetne... zakochałam się w tej piosence... dziękuję! Dziękuję! - rzuciłam się mu na szyję i zaczęłam mocno przytulać - Jejku... to było wspaniałe! - mówiłam strasznie przejęta - Dziękuję... - odpowiedział trochę zmieszany - Na serio Ci się podoba? - popatrzył na mnie niepewnym wzrokiem - Na serio! To było coś... niesamowitego! Naprawdę. Przysięgam. Słowo honoru - podniosłam lewą rękę i prawą położyłam na sercu. Justin zaśmiał się i pocałował mnie - Kocham Cię - powiedziałam szczerze. - Ja Ciebie też kocham - i delikatnie pocałował mnie w usta - Justin? - Tak? - Masz może nóż albo scyzoryk? - zapytałam - Mówiłaś, że Ci się podobało - powiedział z wyrzutem i uśmiechem - Bo podobało... i podoba ale potrzebuję tego w innej sprawie - W jakiej? - uniósł jedną brew ze zdziwienia - No bo... pomyślałam, że może byśmy mogli... wyskrobać nasze imiona w sercu na drzewie. Co ty na to? - zapytałam zawstydzona... pewnie pomyśli, że to głupi pomysł. Justin popatrzył się na drzewo, później na mnie i znowu na drzewo - Chyba da się zrobić - uśmiechnął się szeroko. Wstał i wyciągnął dłoń żeby pomóc mi wstać. Podszedł do jakiejś torby i wyciągnął niewielki scyzoryk złapał mnie za rękę i podprowadził do drzewa. Chwycił moją prawą rękę swoją lewą co spowodowało, że razem trzymaliśmy scyzoryk. Zaczęliśmy od mojego imienia ANGELA R. później wyskrobaliśmy "+" napisaliśmy JUSTIN B. "=" TOGETHER 4EVER Na koniec obrysowaliśmy to wielkim sercem.
- Idealnie - powiedzieliśmy w tym samym momencie podziwiając nasze dzieło. Zarzuciłam mu ręce za szyję i pocałowałam go czule w usta a on oddał pocałunek. Tym razem nie pogłębiliśmy go, dzisiaj wszystko było romantyczne i czułe. Złapałam go za rękę i poprowadziłam go do stolika. Nawet nie zauważyłam wcześniej, że był na nim mały tort. Był biały pewnie z białej czekolady...i na górze miał napis " Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin skarbie" i wokół napisów było narysowane serce a w dookoła tego były poukładane owoce. Justin pozapalał dość sporą ilość świeczek i podniósł tort do góry na wysokość mojej twarzy. - Pomyśl życzenie a później zdmuchnij świeczki - uśmiechnął się. Zamknęłam oczy i pomyślałam o tym, że chcę żebyśmy z Justinem byli ze sobą na zawsze żeby nasza miłość nie wygasła. Otworzyłam oczy i zdmuchnęłam świeczki - O czym pomyślałaś? - Justin odstawił tort - Jeżeli powiem to się nie spełni - uśmiechnęłam się łobuzersko



Justin's POV



- Angie... potrzymać Cię za rękę? - widziałem, że jest trochę zestresowana ale to nie będzie jej pierwszy tatuaż - Nie trzeba... dam radę - dopowiedziała. Koleś zbliżył już igłę do jej nadgarstka i zaczął już obrysowywać kontur takiego samego ptaka co miałem na biodrze. Gdy skończył Angie jeszcze nie wstała ale złapała mnie za rękę - O co chodzi? - Bo pomyślałam, że może byśmy zrobili sobie jeszcze tatuaż ale na palcu serdecznym od środka? - Jaki tatuaż? - Noo serce... tylko, że ja będę miała połówkę i ty - uśmiechnęła się - No okey - posłałem jej ciepły uśmiech. Złączyliśmy nasze palce razem i odwróciliśmy ręce do góry i facet zaczął cieniutkim pisakiem malować kontur po czym przeszedł do rzeczy. Przejrzeliśmy się do lustra i gdy pokazaliśmy tatuaż to efekt była naprawdę... uroczy... widać było małe serduszko. Zapłaciłem i wyszliśmy z salonu. Podeszliśmy do mojego auta i pomogłem wejść Angie do środka po czym sam zająłem swoje miejsce. - To był naprawdę najlepszy dzień w życiu... dziękuję - złapała mnie za dłoń i ścisnęła ją lekko. Po niedługim czasie dojechaliśmy pod dom Angie
- Jeszcze raz dziękuję Ci za dzisiaj - nachyliła się i złączyła nasze usta i nie czekając długo nasze języki walczyły już o dominację. - Kocham Cię - powiedziałem kiedy skończyliśmy i oparłem swoje czoło o jej patrząc jej w oczy - Ja Ciebie też - przygryzła dolną wargę.- Dobranoc-pocałowała mnie delikatnie w usta - Dobranoc - odpowiedziałem i gdy weszła już do domu odjechałem




Angie's POV



Weszłam do swojego pokoju i od razu pobiegłam do łazienki. Przykucnęłam nad toaletą i zwymiotowałam. Pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło. Gdy skończyłam umyłam zęby i odświeżyłam się do spania, przebrałam się w piżamę i położyłam się do łózka próbując zasnąć była jakoś 22:30 ale byłam taka padnięta jakbym przebiegła maraton. 24:30 znowu pobiegłam do toalety żeby zwymiotować. 2:30 znowu to samo. 4:30 znowu i 6:30 też to samo. - Tatooo... - potrząsnęłam nim lekko żeby się obudził - Mmmm? - zamruczał niezadowolony, że ktoś go budzi - Tatooo... obudź się... wymiotowałam przez całą noc i boli mnie brzuch - Jutro o tym porozmawiamy... - dzięki mogę na Tobie polegać. - Tatooo...na ser...- pobiegłam znowu do łazienki i zwymiotowałam. Poczułam dłoń taty na moim ramieniu - Chodź pojedziemy do szpitala - Do szpitala? - byłam przerażona - Tak Angie do szpitala. Nie wiadomo co Ci jest. Trzeba to sprawdzić
- Dobrze - westchnęłam - pójdę się przebrać - Ja zadzwonię do Justina

- Nie dzwoń do niego - poprosiłam - dopiero co wróciła jego siostra. Mi pewnie nic takiego nie dolega. Powiem mu o wszystkim jak się spotkamy - Jesteś pewna?
- Tak - pokiwałam głową. Tata wyszedł a ja znowu pochyliłam się nad toaletą. Mam nadzieję, że to nie to o czym myślę... To nie może być to!



----------
No i mamy kolejny rozdział. ;) Szybko prawda? Moim zdaniem wyszedł świetnie! A wy co o nim sądzicie? MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy XX rozdziale! ;)



czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 18 - Tak Justin (...) jestem w mieście. Chcesz się spotkać po szkole



Justin's POV



- I co teraz zrobisz? - poczułem dłoń na ramieniu i usłyszałem głos Garego
- Nie wiem - wyruszyłem ramionami i cały czas obserwowałem Angie idącą w stronę budynku szkolnego
- Porozmawiaj z nią - spojrzałem na niego przerażony - nie Justin nie miałem na myśli tego żebyś teraz jej powiedział ale w końcu będziesz musiał to zrobić
- Wiem - wplotłem palce we włosy i lekko pociągnąłem za ich końcówki - ale najpierw porozmawiam z Jess
- Co?! - teraz to Gary spojrzał na mnie - Po co? 
- Cóż grzecznie poproszę żeby dała nam spokój - wyruszyłem ramionami
- Nie sądzę, że coś tym zdziałasz ale spróbować możesz - poklepał mnie po ramieniu - dobra chodź do szkoły. Nie chcemy się spóźnić 
- Racja - pokiwałem głową i ruszyłem w kierunku szkoły. Cały czas się rozglądałem i szukałem Jess. Wolałbym żeby obiektem moich poszukiwań była Angie ale wolałem dać jej chwilę czasu. Niech ochłonie. Już miałem wchodzić do klasy gdy zauważyłem blondynkę więc podszedłem do niej
- Musimy porozmawiać - stwierdziłem - na osobności - dokończyłem gdy zobaczyłem, że jej świta dalej stoi i wpatruje się we mnie łapczywie. Przewróciłem oczami ponieważ te dziewczyny są po prostu irytujące
- Słyszałyście? Rozmawiamy na osobności - powiedziała Jess a one rozeszły się w mgnieniu oka - a więc? - spojrzała na mnie - wydaje mi się czy poszedłeś po rozum do głowy? - zaśmiała się i oparła o ścianę
- Możesz odpuścić? - olałem jej komentarz - sama popchnęłaś mnie w jej ramiona
- To prawda - stwierdziła - ale nie sądziłam, że zaczniesz spotykać się z nią na poważnie - wyruszyła ramionami - myślałam, że było nam razem dobrze 
- Wybacz, że oczekuję od dziewczyn czegoś więcej niż tylko rozkładania nóg na zawołanie - zaśmiałem się - nas nie łączyło nic oprócz seksu Jess - pokiwałem głową - to nie miało prawa bytu
- Dlaczego? Właśnie to było dobre. Seks bez zobowiązań i wspólne rządzenie tym gównem - zamachała ręka w powietrzu pokazując szkołę - to było coś Justin. A co daje Ci ona? 
- Coś dużo bardziej wartościowego niż to o czym mówisz - westchnąłem - Jess odpuść
- Dlaczego mam to zrobić? - zadała pytanie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej - podaj mi jeden powód Justin
- Ponieważ ją kocham 
- Och przestań - spojrzałem na nią zdziwiony - stajesz się przy niej miękki a nie taka ma być szkolna gwiazda hokeja - stwierdziła z powagą w głosie - ta dziewczyna nie jest dla Ciebie dobra 
- A może Ty jesteś dobra co? - czułem jak irytacja przejmuje nade mną kontrolę 
- Dokładnie tak - uśmiechnęła się parszywie - przy mnie nie byłeś ciotą. Przy mnie kurwa byłeś kimś, przy mnie byłeś postrachem szkoły a teraz spójrz na siebie - wskazała na mnie palcem - nikt się Ciebie nie boi 
- Zamknij się - wysyczałem i zbliżyłem usta do jej ucha - teraz proszę po dobroci zostaw mnie i Angie. Moja cierpliwość powoli się kończy a wiesz do czego jestem zdolny. Jeśli mnie nie posłuchasz to skoczysz marnie - poczułem jak dziewczyna się spina i uśmiechnąłem się sam do siebie - z księżniczki staniesz się zerem bez świty i słowa które coś znaczy
- Nie groź mi Justin - powiedziała zaczepnie - bądź grzeczny ponieważ jeśli kochasz córeczkę prawnika to masz więcej do stracenia niż ja - zaśmiała się - a jeśli o grzeczności mówimy to mam dzisiaj wolny dom więc czekam na Ciebie wieczorem. Dawno nie było Cię w moim łóżku
- Jesteś popierdolona Jess - odsunąłem się od niej z wyrazem obrzydzenia na twarzy - daruj sobie i kurwa odpuść. I zacznij leczyć - powiedziałem i ruszyłem w stronę klasy 
- I tak znowu będziesz się ze mną pierdolić - usłyszałem jak krzyknęła zanim wszedłem do klasy. Pokiwałem głową chcąc wyrzucić z niej jej ostatnie słowa
- No dzień dobry Panie Bieber - usłyszałem głos Pana Rosea więc spojrzałem na niego
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałem i usiadłem na swoje miejsce. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że Jess chce tak się poniżać. Kiedyś miałem to gdzieś ale teraz nie mieści mi się to w głowie. Ponownie pokiwałem głową ale jej słowa nie chciały wylecieć. Nigdy nie pomyślałbym, że dziewczyny są zdolne do takich rzeczy.



*** 



Stałem w korytarzu i czekałem aż Angie wyjdzie z klasy. Musiałem z nią porozmawiać i spróbować załagodzić sprawę. Nie powiem jej teraz o zakładzie ale nie mogę też znieść myśli o tym, że mogę ja stracić nie mówiąc nic. Usłyszałem szum i zobaczyłem, że ludzie opuszczają salę historyczną i kierują się w stronę stołówki. W końcu ujrzałem Angie i gdy tylko przechodziła obok mnie złapałem za jej rękę i wciągając ją w korytarz przycisnąłem do ściany
- Jezu Justin kretynie - powiedziała przyciskając dłonie do klatki piersiowej a ją cicho się zaśmiałem - nie śmiej się - uderzyła mnie w ramię 
- Też się stęskniłem skarbie - powiedziałem i musnąłem jej usta. Byłem szczerze zdziwiony kiedy przycisnęła swoje usta do moich kiedy odsunąłem się od niej ale szybko oddałem pocałunek - myślałem, że jesteś na mnie zła - powiedziałem gdy skończyliśmy
- Bo jestem - odpowiedziała szybko
- Myślałem, że jak ludzie są na kogoś źli to nie całują tej osoby
- Nie mogłam się oprzeć - wyruszyła ramionami - uwielbiam Twoje usta - zrobiła się czerwona i zakryła twarz włosami. Zaśmiałem się i odgarnąłem je
- Też uwielbiam Twoje usta. Są gorące - Angie ponownie uderzyła mnie w ramię - no co? Powiedziałem prawdę - zaśmiałem się a Angie w tym czasie spojrzała na mnie 
- Justin o co chodzi Jess z tym zakładem? - zadała pytanie a ja poczułem suchość w gardle. Nie miałem pojęcia co mam powiedzieć - dobra nie ważne - powiedziała i chciała odejść ale zatrzymałem ją
- Nie mam pojęcia Angie - nie lubię jej okłamywać - Jess coś sobie ubzdurała i wygaduje głupoty - wyruszyłem ramionami - robi to bo jest zazdrosna. Rozmawiałem z nią dzisi...
- Rozmawiałeś z nią? - przerwała mi - po co?
- Grzecznie poprosiłem żeby dała nam spokój - uśmiechnąłem się
- I tylko to? 
- Tak - kiwnąłem głową
- Na pewno? 
- Angie nie wiem o co Ci chodzi? - przyznałem szczerze
- Nie próbowała Cię pocałować albo coś - powiedziała nieśmiało
- Nie - zaśmiałem się - czekaj, czekaj czy Ty czasem nie jesteś zazdrosna? 
- Hej to nie moja wina, że mój chłopak to najgorętszy towar w Stratford - uniosła ręce w geście obronnym a ja zaśmiałem się. Podszedłem do niej i objąłem w talii 
- Czyli już się na mnie nie boczysz? - zapytałem z nadzieją w głosie 
- Nie - uśmiechnęła się - zdecydowanie nie potrafię się na Ciebie gniewać draniu - uśmiechnęła się i złączyła nasze usta. Uśmiechnąłem się przez pocałunek. Nagle usłyszałem telefon ale zignorowałem go. Angie postanowiła jednak odsunąć się ode mnie - nie odbierzesz? 
- Znam w tej chwili lepsze zajęcie - poruszyłem wymownie brwiami na co ona wywróciła oczami - no już dobrze - westchnąłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Nie sprawdzając kto to przejechałem kciukiem po ekranie i przyłożyłem do ucha - Hallo? 
- Justin? - usłyszałem damski głos i wiedziałem do kogo należy
- Jazzy? - zapytałem żeby się upewnić 
- Tak Justin - patrzyłem na Angie która była w nie mniejszym szoku niż ja - jestem w mieście. Chcesz się spotkać po szkole? - nie mogłem uwierzyć, że moja ukochana siostra jest w mieście - Justin? 
- Co? - w końcu odzyskałem mowę - jasne ale nie będę sam - uśmiechnąłem się - chcę żebyś poznała moją dziewczynę
- Masz dziewczynę? - w jej głosie słyszałem podekscytowanie. Tak bardzo za nią tęskniłem - mam nadzieję, że to nie Jess - powiedziała groźnie a ja się zaśmiałem
- Nie Jazzy - spojrzałem na Angie - Jess się do niej nie umywa
- To dobrze - zaśmiała się - do znaczenia braciszku. Kocham Cię 
- Też Cię kocham - powiedziałem a Jazzy rozłączyła się 
- Justin jesteś szalony - powiedziała Angie 
- Wiem - powiedziałem i podchodząc do niej pocałowałem ją





Angie's POV



Siedząc na stołówce czułam na sobie wzrok wszystkich co nie było komfortowe. Zazwyczaj trzymałam się gdzieś z boku a teraz jestem w centrum uwagi. Wylewność Justina też nie pomagała. Mogę mieć tylko najdzieję, że ludzie szybko znajdą sobie inny temat do rozmów. Przez to wszystko czuję jakbym została pozbawiona prywatności. To wszystko jest irytujące. W odpowiednim momencie zauważyłam, że Justin ponownie chce cmoknąć mnie w polika więc zdarzyłam się uchylić
- Co jest? - zapytał i zmarszczył brwi co u niego oznacza zazwyczaj nadchodzący wybuch złości
- Nic - zapewniłam go szybko. Nie chciałam żeby zrobił scenę tutaj przy tych wszystkich ludziach
- Angie... - usłyszałam jego ostrzegający ton więc westchnęłam. Wiedziałam, że nie odpuści
- Nic się nie stało - zapewniłam go patrząc mu się w oczy - po prostu wszyscy się na nas patrzą - wyruszyłam ramionami 
- Przejmujesz się nimi? 
- Nie ale to jest... - szukałam odpowiedniego słowa - przerażające - w końcu je znalazłam
- Nie przesadzasz? - zapytał Justin
- Nie - odpowiedziałam szybko - i nie rozumiem jak ktoś może lubić popularność - pokiwałam głową
- No wiesz popularność jest całkiem fajna - usłyszałam głos Lou i spojrzałam na niego - ma sporo zalet - uśmiechnął się
- Ciekawe jakich? - zapytałam zirytowana
- Hmmm... Nie musisz stać w kolejce po lunch - tym razem odezwał się Will - panny same wskakują Ci do łóżka 
- Boże - przewróciłam oczami - żal mi takich dziewczyn. Nie irytuje was to, że wszyscy się na was patrzą? 
- Nie bardzo - powiedział Justin - ale jeśli Tobie skarbie to przeszkadza to załatwię to - cmoknął mnie w usta i zanim zdarzyłam coś powiedzieć już stał na stole
- Justin zejdź na dół - zażądałam ale on tylko spojrzał na mnie i puścił mi oczko - Justin... - powiedziałam błagalnym tonem. Mój chłopak już nie zwrócił na mnie uwagi tylko zaczął swoje przedstawienie
- Ludzie! - krzyknął i cała stołówka ucichła. Wszystkie oczy wpatrzone były w niego - wiem, że jestem interesujący bo to ja - uśmiechnął się łobuzersko a ja tylko przewróciłam oczami. On i jego skromność - wiem również, że moją dziewczyna jest piękna ale mam do was prośbę - zobaczyłam błysk w jego oczach. Tak Justin teraz zdecydowanie był teraz w swoim żywiole - nie patrzcie się cały czas na nas bo wiecie to jest trochę irytujące a raczej nie chcecie żebym się zdenerwował. Każdy z nas wie czym to może się skończyć - powiedział i już chwilę później siedział obok mnie. Uśmiechnął się jak głupi - załatwione - był zadowolony z siebie
- Widzę - odpowiedziałam
- Nie dostanę za to nagrody? - zapytał z miną szczeniaczka. Doskonale wiedziałam co miał na myśli. Rozejrzałam się po stołówce i upewniając się, że nikt na nas nie patrzy złączyłam nasze usta. Justin uśmiechnął się i szybko oddał pocałunek. Jęknął gdy lekko przygryzłam jego dolną wargę
- Panna Angela Robson pilnie ma stawiać się w gabinecie dyrektora - usłyszałam głos sekretarki wydobywający się z głośników szkolnego radiowęzła. Jęknęłam z niezadowolenia i odsunęłam się od Justina
- Ciekawe co się stało? - zapytałam sama siebie 
- Mam iść z Tobą? 
- Nie Justin - uśmiechnęłam się do niego - pójdę sama 
- Jesteś pewna? 
- Justin nie mam trzech lat
- Wiem - podrapał się po karku - ale wolałbym iść z Tobą - przyznał szczerze
- Wiem - pogładziłam jego policzek kciukiem - spotkamy się na następnej przerwie - pocałowałam go i łapiąc torbę wstałam. Szłam do drzwi kiedy nagle poczułam rękę oplatającą się wokół mojej talii. Doskonale wiedziałam, że to Justin
- To przynajmniej Cię tam odprowadzę - zaśmiałam się na jego słowa a on mi zawtórował
- Kocham Cię - powiedziałam i również objęłam go ręką 
- Wiem - musnął ustami mój policzek 
- A wiesz, że jesteś nadopiekuńczy? - zapytałam niewinnie
- Kocham Cię - ponownie musnął mój policzek a ja uśmiechnęłam się. Ten chłopak doskonale wiedział, że mam racje ale nie mógł odpuścić jednak to powodowało że czułam się bezpiecznie. Kocham tego chłopaka.



***



Wchodząc do gabinetu Pana Perr'ego pierwsze co rzuciło mi się w oczy to uśmiechnięta Jess. Co ona knuje? Dobrze wiem, że jej obecność w tym pokoju nie jest przypadkowa i nie wróży nic dobrego. W końcu miała przyklejony do twarzy ten swój fałszywy uśmieszek - Witaj Angelo - z zamyślenia wyrwał mnie głos dyrektora - usiądź - wykonałam polecenie i wytarłam w spodnie swoje spocone dłonie - czy wiesz w jakiej sprawie Cię wezwałem? - Nie bardzo - odpowiedziałam nieśmiało - Cóż - zaczął poważnie - ta sprawa nie należy do przyjemnych i jestem w dużym szoku, że mogłaś posunąć się do czegoś takiego. Jesteś świetną uczennicą, ułożoną, roztropną... - Nie bardzo rozumiem - powiedziałam gdy dyrektor skończył mówić - Angelo przyszła dzisiaj do mnie Jessica i opowiedziała mi o całym zdarzeniu. Czy masz coś na swoją obronę? - Panie Dyrektorze z całym szacunkiem ale jak mam mieć coś na swoją obronę kiedy nie mam zielonego pojęcia o czym mówimy - powiedziałam grzecznie ale w środku cała się gotowałam. Ta suka znowu wymyśliła coś żeby utrudnić mi życie - Angelo na prawdę nie wiesz o czym mówię? - niech ten facet przestanie mówić do mnie Angelo. To wkurwiające - Nie - pokiwałam głową - Cóż może w takim razie powiesz mi dlaczego najpierw groziłaś a później zaatakowałaś Jessicę? - Co?! - słysząc to podniosłam się - jak możesz tak kłamać?! - te słowa skierowałam w stronę tej suki - to nie moja wina, że wybrał mnie nie Ciebie - Angelo usiądź - usiadłam ale to raczej z szoku niż na prośbę - z racji tego, że jesteś uzdolnioną, sumienną uczennicą i nigdy nie mieliśmy z Tobą problemów dostajesz teraz tylko słowne upomnienie - gdy to usłyszałam poczułam ulgę - ale pamiętaj, że od tej pory będę Cię uważnie obserwował. Jedno potknięcie i nie będzie tak przyjemnie. Zrozumiałaś? - Tak - pokiwałam głową - dziękuje za wyrozumiałość Panie Dyrektorze - A ja się cieszę, że nie walczyłaś ze mną - posłał mi przyjazny uśmiech - to już wszystko. Wracajcie na lekcje dziewczęta - skończył mówić i od razu zatopił wzrok w papierach. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Chciałam jak najszybciej uciec z tego pokoju. Nie odwracając się za siebie wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o ścianę. Nie wierze, że Jess jest zdolna do takich rzeczy. Usłyszałam zamykanie drzwi więc podniosłam głowę i napotkałam jej wzrok - Dlaczego? - zapytałam - Doskonale wiesz dlaczego i uwierz to jeszcze nie koniec. Justin wróci do mnie i znowu będzie moją maskotką do łóżka. Nie jesteś niego warta. Przy tobie staję się pizdą - zaśmiała się i odeszła. Dlaczego mi to robi? Przecież nie zabrałam jej Justina! On po prostu jej nie chciał...



Justin's POV



Angie od wyjścia z gabinetu dyrektora była dziwna. I to dosłownie. Zazwyczaj mówi bardzo dużo. A może to z powodu Jazzy? Próbowałem skupić się na prowadzeniu ale jej milczenie wcale mi nie pomagało. Westchnąłem i postanowiłem przełamać ciszę
- Angie co się stało? - zapytałem i oczekiwałem odpowiedzi ale dostałem tylko ciszę - Angie... Angie... - dalej nic - Angie do cholery żyj! 
- Co? - kątem oka widziałem jak przenosi wzrok z drogi na mnie - Justin przepraszam zamyśliłam się
- Powiesz mi co się stało? 
- Nic - wyruszyła ramionami 
- Przecież widzę - naciskałem mając nadzieję, że w końcu mi powie 
- Nic Justin - przeczesała włosy palcami - jaka jest Twoja siostra? 
- Jest w porządku - wiedziałem, że chce zmienić temat - Angie proszę powiedz mi co się stało
- Nic - bawiła się końcówkami włosów - po prostu trochę denerwuje się spotkaniem z Twoja siostra - wyruszyła ramionami - a co jak mnie nie polubi? 
- Nie polubi? - zaśmiałem się - to nie możliwe - widziałem jak się uśmiecha 
- Dlaczego? 
- Pomyślmy - zamilkłem żeby nadać sytuacji trochę dramaturgii - jesteś urocza, kochana, dobra, waleczna, silna i piękna. Masz same zalety skarbie 
- Znowu to robisz 
- Robię co? - prawda jest taka, że nie miałem pojęcia o co jej chodzi 
- Zawstydzasz mnie - ukryła twarz we włosach 
- Myślałem, że już się do tego przyzwyczaiłaś
- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję - powiedziała i pocałowała mnie w polika - dziękuje i kocham Cię
- Też Cię kocham - odpowiedziałem i wjechałem na parking. Angie automatycznie ucichła. Nie lubię kiedy jest taka cicha ale faktycznie może denerwuje się spotkaniem z moją siostrą? Też pewnie byłbym zdenerwowany - gotowa? - zapytałem kiedy zaparkowałem i wyłączyłem silnik 
- Chyba tak - opowiedziała i spojrzała na mnie 
- Będzie dobrze - pocałowałem ją i wysiadłem z samochodu. Podbiegłem do drzwi od strony Angie i otworzyłem je przed nią. To dziwne ale jeszcze żadnej dziewczyny przed nią tak nie traktowałem. No cóż miłość zmienia ludzi. Gdy wysiadła z samochodu zamknąłem drzwi i łapiąc ją za rękę splotłem nasze palce - Jazzy pewnie już jest. Zawsze zjawia się piętnaście minut przed czasem
- To tak jak ja - zaśmiała się - coś nas łączy 
- Jest tego więcej niż Ci się wydaje - powiedziałem i pociągnąłem ją w stronę restauracji. Ciałem już zobaczyć się z siostrą. Nie widziałem jej prawie dwa lata. To wina rodziców. Gdyby pozwolili jej wtedy na spotykanie się z John'em nie musiałaby uciekać. No ale cóż chłopak z tatuażami i motocyklem nie był przecież odpowiednią partią dla ich kochanej córeczki
- Justin! - z zamyślenia wyrwał mnie głos siostry i zanim się zorientowałem trzymałem ją w ramionach - tak bardzo tęskniłam 
- Ja też Jazzy - pogłaskałem ją po głowie - nawet nie wiesz jak bardzo - westchnąłem - kocham Cię mała
- Nie jestem mała - odsunęła się i lekko uderzyła mnie w ramię 
- Nie pyskuj starszej siostrze 
- Nie pyskuję - puściłem jej oczko - to nie moja wina, że jesteś mała
- Dupek! - wywróciła oczami - a gdzie podziały się Twoje włosy? Ta Twoja urocza, długa grzyweczka... Już nie wyrywasz na nią dziewczyn? 
- Jazzy... - powiedziałem ostrzegawczo 
- Oj dobra Justin - zaśmiała się - a kim jest ta urocza dziewczyna? - zapytała i wskazała na Angie 
- To Angie - objąłem ją - moja dziewczyna - dokończyłem z dumą 
- Cześć - powiedziała Jazzy i porwała ją w ramiona - mam nadzieję, że mój braciszek traktuje Cię jak damę
- Traktuje - powiedziała Angie i oddała uścisk. Wiedziałem, że Angie skradnie mojej siostrze serce. Nie mogło być inaczej. Patrząc na nie nie mogłem przestać się uśmiechać.



***



- Nie mogę uwierzyć, że mój mały braciszek jest już mężczyzną - Jazzy zaśmiała się - i w końcu znalazł normalną, uroczą dziewczynę - spojrzała się na Angie i posłała jej uśmiech - więc jak długo jesteście razem? - Prawie dwa miesiące - Angie odpowiedziała za mnie - Tak oficjalnie? - Tak - Angie siknęła głową - Wow Justin to chyba Twój rekord - Widzę, że dalej masz problemy z trzymaniem języka za zębami - odgryzłem się z uśmiechem na twarzy - Oj Justin ja się tylko droczę - zaśmiała się - więc Angie - Jazzy przeniosła wzrok na moja dziewczynę - jak zareagowali Twoi rodzice na mojego brata? - Tata bardzo go polubił - uśmiechnęła się - w sumie traktuje Justina jak mojego opiekuna i ochroniarza w jednym. Justin pilnuje mnie gdy on tego nie może robić. Dogadują się - To świetnie - Jazzy zaklaskała - a Twoja mama? - Jazzy! - upomniałem ją - Nic się nie stało - Angie mnie uspokoiła i złapała za rękę. Splątałem nasze palce razem - O co chodzi? - Jazzy była zdezorientowana - Cóż moja mama nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym gdy miałam 7 lat - powiedziała Angie po chwili ciszy - Przepraszam ja... - Nic się nie stało - Angie posłała Jazzy ciepły uśmiech i dziewczyny zaczęły dyskutować. Jazzy opowiedziała jej kilka kompromitujących mnie historii z dzieciństwa. Angie zanosiła się śmiechem i doskonale wiedziałem, że wykorzysta to przeciwko mnie. Muszę wyciągnąć trochę takich informacji od jej ojca. No co? Przecież muszę mieć jakąś obronę, prawda? A może wyciągnę coś od Van? - Justin Hallo! - z zamyślenia wyrwała mnie siostra - Przepraszam zamyśliłem się - Muszę już iść - powiedziała smutno - Jess dowiedziała się, że jestem w mieście i nie daje mi spokoju - Głupia suka - Justin! Jesteś w towarzystwie dziewczyn - Jazzy skarciła mnie - Przepraszam - wymamrotałem - wpadniesz wieczorem do domu? - Nie sądzę, że to dobry pomysł

- Jazzy oni tęsknią za Tobą - westchnąłem. Może gdyby wróciła otworzyłaby im oczy i pomogła dostrzec, że mają syna - Justin ja też za nimi tęsknię ale po prostu to nie jest najlepszy pomysł - Jazzy proszę - wstałem i podszedłem do niej - dawno Cię nie widzieli. Proszę - wyszeptałem a moja siostra milczała. Przygryzłem wargę czekając na odpowiedź - W porządku wpadnę ale... - Dziękuje - przerwałem jej i porwałem ją w ramiona - Justin ty głupku - poczochrała moje włosy kiedy postawiłem ją na ziemi - jeśli mam przyjść wieczorem to musicie tam być - Będziemy - zapewniłem ją szybko - Justin... - usłyszałem Angie i spojrzałem w jej stronę - może nie powinnam? To będzie bardzo rodzinna chwila - Jesteś dziewczyną mojego brata tak? - No tak - Angie odpowiedziała Jazzy z uśmiechem na twarzy - Więc jesteś częścią rodziny. Angie proszę. Chcę otworzyć moim rodzicom oczy i potrzebuje do tego jeszcze jednej osoby która kocha Justina takiego jakim jest - oboje spojrzeliśmy na nią - No co? - wzruszyła ramionami - Gdy się z wami przebywa czuć miłość. Widać ją w waszych gestach, sposobie w jaki na siebie patrzycie, w tym jak do siebie mówicie. Już dawno nie spotkałam się z tak silnym uczuciem jak wasze. Myślę, że każde z was znalazło miłość swojego życia więc proszę was dbajcie o nią - Dziękuje - usłyszałem Angie i spojrzałem na nią. Właśnie przytulała moja siostrę - jeśli to dla Ciebie ważne i chodzi tu o Justina to będę wieczorem - Dziękuje - powiedziała Jazzy i obie zamilkły. Słowa Jazzy były mocne ale prawdziwe. Znalazłem miłość życia ale mogę ją stracić! Pierdolony zakład! Pierdolona Jess!




---------------
Wiem, ze wygląd rozdziału jest dziwny ale coś się stało i nie potrafię tego ogarnąć. -,- Nie chciałam tez żebyście musieli dłużej czekać dlatego dodaje go takim jaki jest. Trudno. Ważne, ze widzicie treść. I jak wam się podoba? Jess znowu namieszała. PONAD 4 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ! DZIĘKUJEMY! MAMY NAJWSPANIALSZYCH CZYTELNIKÓW NA ŚWIECIE! ♥ Czytasz – komentuj. Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Do zobaczenia przy XVII rozdziale! ;)